Coraz bardziej niezrozumiałe są kolejne gesty i działania Watykanu związane z inwazją Rosji na Ukrainę. Po tym, jak papież Franciszek stwierdził, że „wszyscy jesteśmy winni”, zrodził się pomysł, by podczas drogi krzyżowej w rzymskim Koloseum w Wielki Piątek krzyż niosły wspólnie rodziny ukraińska i rosyjska.
Realizacja idei pojednania obu narodów w ten sposób, gdy na jaw wychodzą kolejne rosyjskie zbrodnie ludobójstwa, wydaje się niedorzeczna. W świat pójdzie bowiem przekaz o tym, że cierpienie jest po obu stronach, zło istnieje, ale jest nienazwane, a zwykli Rosjanie nie mają z nim nic wspólnego. Najlepszym komentarzem są słowa Rosjanki Iriny, która przygotowała (razem z ukraińską przyjaciółką) medytację do 13. stacji drogi krzyżowej: „Ta wojna nie została wywołana z woli zwykłych Rosjan i Ukraińców, którzy są przecież ze sobą blisko związani”. Do pojednania obu narodów, oprócz zakończenia wojny, może dojść tylko pod warunkiem, że Rosjanie przyjmą prawdę o współodpowiedzialności za krzywdy wyrządzane na Ukrainie. Tymczasem żyją oni w fałszywej rzeczywistości, w której za zło odpowiadają wyłącznie rządzący.