Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Nieludź

Rosyjskie słowo „nieludź”, określające nieludzki stopień zdziczenia, dla polskiego ucha brzmi mniej więcej zrozumiale, ale jest nieprzetłumaczalne na żaden język. No-man, non-homme – nie, takich słów nie ma ani w angielskim, ani we francuskim. Najbliższe sensu tego strasznego słowa jest coś z zupełnie innej kultury – zombi, zarażony złem żywy trup, który w horrorach łazi, usiłując pożreć lub zarazić swoją zboczoną naturą naprawdę żywych ludzi. Może stąd owo dziwaczne Z, godło rosyjskich morderców i gwałcicieli?

Mój ojciec złośliwie pisał w rubryce zawód: „filolog”, co doprowadzało do szału peerelowskich urzędasów, niemających czegoś takiego w spisie profesji. W odróżnieniu od rodziców KUL-owców studiowałem historię, a nie filologię, ale gdy zająłem się filmem dokumentalnym, doceniłem naukę o znaczeniu słów.

Wytwór Piotra I

Mało kto wie, że większość ludów słowiańskich nieźle rozumie się nawzajem, ale reguła ta nie dotyczy Bułgarów ani Rosjan. Nie mają oni korzeni słowiańskich, a jedynie przejęli język podbitej ludności. W obu językach słowa pochodzenia słowiańskiego stanowią maksimum 60 proc., reszta to spadek po rządzących przez setki lat ludach turkijskich (Mongołowie, Seldżucy).

Słowa rdzennego pochodzenia sprzed wieków zachowane po dziś dzień mówią nam wiele o mentalności danego narodu. I tu „Rossijanie” – to z kolei wynalazek językowy Piotra I, jak i sama „Rossija” zamiast „Moskowii”, użyteczny, by do narodu imperialnego, najchętniej w szeregi armii, wprowadzić miliony ludów podbitych – mają kilka osobliwości językowych, ujawniających głębię ugruntowanej setki lat temu dzisiejszej mentalności, całkowicie obcych naszemu europejskiemu systemowi wartości, opartemu na filozofii greckiej, prawie rzymskim i chrześcijaństwie.

No jak to, przecież i rosyjskie prawosławie do tegoż chrześcijaństwa się odwołuje, zwłaszcza do wschodnich ojców Kościoła, choć wspólnych z nami, katolikami, ale bez żenady nazywanych przez rosyjską Cerkiew właśnie prawosławnymi? Przyjrzyjmy się kilku innym popularnym we współczesnej ruszczyźnie słowom, mającym chrześcijańskie pochodzenie, bo powstały w wyniku przyswajania Pisma Świętego przez słowiańszczyznę wschodnią. Jest takie słowo „twar’”, w języku cerkiewnosłowiańskim używanym do dziś oznaczające „stworzenie”, Boże oczywiście. Po rosyjsku już od XVIII w. (czyżby w związku z reformami Piotra I czyniącego z Cerkwi kolejny państwowy urząd zarządzany przez oberprokuratora) słowo to stało się wyzwiskiem, określającym kogoś o tak nędznym stopniu człowieczeństwa, jak mordercy z armii Iwana Groźnego, Katarzyny, Mikołaja I, Stalina i Putina – to najgorszej rangi stwór.

O obłędzie błędu, czyli św. Iwan Groźny

A najpopularniejsze rosyjskie brzydkie słowo, odpowiednik naszej „k...wy”? To nasze to z łacińskiego słowa „curva”, czyli krzywa, skrzywienie drogi prawego człowieka, a u Moskowitów słowo „bladź”. Pochodzi od niewinnego na pozór „błud”, czyli błąd, w głębszym, biblijnym sensie oznacza ono nieposłuszeństwo wobec Boga, wszelką herezję, ale oczywiście i nierząd.

Genialny niemiecki uczony z Heidelbergu, urodzony w 1907 r. w Rosji profesor Max Vasmer, w swoim „Słowniku etymologicznym języka rosyjskiego” (1950–1958) sugeruje podobieństwo ruskiego czasownika oznaczającego owo błądzenie (ja bliadu) do staropolskiego „blędzieć”. A gdy słowo poszło w ruski lud, wziął on z Księgi, co chciał, i na swoją modłę ukształtował, stąd „bliadź” stała się w znaczeniu podstawowym synonimem kobiety nierządnej, ale też w wielu kunsztownych konstrukcjach językowych dała iście mistyczny wyraz słynnej i zagadkowej ponoć russkoj duszy.

Dowcip polega na tym, że historia państwa moskiewskiego, potem rosyjskiego, pokazuje, iż błądzić można do woli, byleby się potem pokajać – i móc blędzieć od nowa z czystym sumieniem. Rosyjski geniusz literacki Fiodor Dostojewski, potrafiący zrozumieć najgorszego sadystycznego mordercę, za to właśnie nienawidził polskich towarzyszy niedoli na katordze – że swojego buntu przeciw carowi nie chcieli uznać za zbrodnię, za którą koniecznie trzeba się pokajać. Ulubiony przez naród bohater historyczny, car Iwan Groźny, był patologicznym sadystą, a w podręcznikach szkolnych Rosji prezentowany jest nadal jako wielki polityk dbający o potęgę kraju, a prawosławny lud i część duchowieństwa moskiewskiej patriarchii domaga się uznania go za świętego.

Z na scenie teatru Bolszoj

Dziś, po ujawnieniu rosyjskich zbrodni w Buczy, rozgorzała animowana przez agentów Kremla dysputa o niewinnych zwykłych Rosjanach i nieprzypisywaniu win za rosyjskie zbrodnie wielkiej kulturze rosyjskiej. Na to nakłada się poparcie dla rosyjskiej napaści na Ukrainę ze strony wybitnych artystów, jak reżyser Nikita Michałkow, i wystawienie w słynnym Teatrze Bolszoj baletu wysławiającego operację „Z”.
To może warto przypomnieć skłonność sowietskowo, a później rossijskowo naroda do upajania się postacią swojego krwawego kata, co zaowocowało zarówno filmowym pomnikiem despoty wykonanym na zlecenie Stalina przez Eisensteina, kuriozalnym baletem do muzyki Prokofiewa z tego filmu w Teatrze Bolszoj (1975), gdzie car miota się po scenie w groteskowych pląsach i podskokach, jak i w postsowieckich czasach (2009) istnym panopticum okrucieństw w filmie „Car” cenionego i wielokrotnie nagradzanego na Zachodzie Pawła Łungina.

W owej dyskusji o tym, że nie można karać wielkiej rosyjskiej kultury za zbrodnicze ekscesy moskiewskich zbójów w mundurach, stosuje się moralny szantaż typu: cóż temu winien „Wujaszek Wania” wielkiego humanisty Czechowa?

Inspiracje moskiewskiego ludu

Sami Rosjanie, ci nader nieliczni, których jeszcze można z czystym sumieniem za naszym wieszczem nazwać przyjaciółmi Moskalami, oceniają wpływ rosyjskiej kultury wysokiej na całość społeczności jako znikomy. Ludzie mówiący prawdę o głównych inspiracjach ludu moskiewskiego – nienawiści i okrucieństwie – od filozofa Czaadajewa po dysydenta Bukowskiego lądowali w rosyjskich „psichuszkach” jako wariaci, wielcy pisarze piętnujący rosyjską powszednią podłość i niewolniczą mentalność jak Sałtykow-Szczedrin byli wyrzucani ze szkolnych programów lektur. Co światu dała ta przez wszelkie rosyjskie reżimy oficjalnie propagowana wielka kultura?

Rosyjski internet zareagował memem z fotografiami klasyków w brudnych mundurach morderców ukraińskich kobiet i dzieci. Tołstoj i Dostojewski, Puszkin i Lermontow, Jesienin, Wysocki i Brodski. Mocne, a czy naprawdę niesprawiedliwe? Może nie umieściłbym w tym towarzystwie Lermontowa, który mimo patriotyzmu nie był szowinistą i, opisując rosyjski podbój Kaukazu, pisał uczciwie o bohaterstwie broniących swojej wolności górali. Nie da się jednak zaprzeczyć, że mimo osobistej szlachetności jako oficer uczestniczył w tej nieludzkiej akcji. O Puszkinie szkoda gadać. Jego paskudne wiersze plujące na polskie powstanie i sławiące rzeźnika Suworowa skreślają go z mojej listy wielkich artystów, bo czymże się on różni od wychwalającego narodowych socjalistów Niemca Heideggera czy sławiącego faszyzm wielkiego angielskiego poety Ezry Pounda? Nasz ukochany Okudżawa opiewał swoich robiących krwawą rewolucję rodziców, „komissarow w pylnych szlemach”. Chyba, choć z bólem, obejdziemy się bez takiej kultury, której rzekomymi nosicielami są zbrodniarze w rosyjskich mundurach.

Szkoda wam artystycznej doskonałości baletu rosyjskiego, to popatrzcie sobie na łabędziątka z baletu Czajkowskiego, ustawiające się na scenie w złowieszcze Z jak zagłada. Zaiste kulturnyj narod!
Naszą odpowiedzią jest prosta ukraińska piosnka brzmiąca coraz lepiej z każdym następnym zniszczonym rosyjskim czołgiem – „Bayraktar”!

 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Lubach