To Angela Merkel wypuściła rosyjskiego dżina z butelki. Dlatego jak szyderstwo z rozumu i przyzwoitości brzmią dziś słowa Donalda Tuska, że rządy CDU w Niemczech były błogosławieństwem dla Europy, w tym dla Polski i innych krajów naszego regionu.
W styczniu 2021 roku Donald Tusk wygłosił po niemiecku przemówienie na zjeździe rządzącej za Odrą Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej. Wazeliniarska przemowa przejdzie do annałów politycznej krótkowzroczności. Gdyby nie wojna na Ukrainie, byłaby śmieszna; po 24 lutego 2022 roku stała się więcej niż straszna.
Przypomnijmy jej treść. „Gdyby ktoś zapytał mnie, na kogo mogłem liczyć w staraniach o utrzymanie naszego wysokiego standardu życia, bez wahania wskazałbym na CDU. To właśnie CDU zawdzięczamy, że w walce z autorytarnymi tendencjami, korupcją, populizmem i kłamstwem nie zatraciliśmy wolności, uczciwości, przejrzystości oraz prawdy” – ogłaszał Donald Tusk. Lider Platformy Obywatelskiej przekonywał również, że bez przewodnictwa CDU sytuacja w Niemczech i Europie mogłaby wyglądać zdecydowanie gorzej. Jak stwierdził:
„Wasz styl rządzenia był błogosławieństwem nie tylko dla Niemiec, lecz także dla całej Europy, w tym dla waszych wschodnich sąsiadów, a jako Polak wiem, o czym mówię. Był istotny także dla państw bałkańskich w realizacji ich marzenia o dołączeniu do Unii Europejskiej oraz dla Ukrainy w jej walce z agresją”.
Komplementom nie było końca. Tusk wychwalał CDU za przyzwoitość. I dalej kadził:
„Dziękuję za pierwszorzędne, polityczne przywództwo w dramatycznym momencie naszej historii. Pandemia, brexit, napięcia wewnątrz Unii Europejskiej i chaos za Atlantykiem – to ekstremalnie ciężki egzamin dla cierpliwości, efektywności i odpowiedzialności. Ciężar tej odpowiedzialności spoczywał w ostatnich miesiącach na barkach trzech wspaniałych kobiet: Angeli Merkel, Annegret Kramp-Karrenbauer i Ursuli von der Leyen. I mówię to w imieniu całej Europejskiej Partii Ludowej. Jestem pełen podziwu dla tego, co udało wam się zdziałać i osiągnąć”.
Przytaczam tę kuriozalną laurkę, ponieważ – niestety – krótka pamięć niemałej części wyborców dość szybko kładzie się cieniem na polskiej polityce i decyzjach przy wyborczej urnie. Donald Tusk dalej jest traktowany bardzo serio przez wyborców Platformy Obywatelskiej, a w liberalnych mediach nikt nie odważa się zadawać mu trudnych pytań o jego niedawną perspektywę polityczną. A przecież cała jego działalność polityczna sprzed lutego 2022 roku sprowadzała się właściwie do dwóch rzeczy: wychwalania niemieckiego przywództwa w Europie i lobbowania w unijnych instytucjach za kolejnymi sankcjami uderzającymi w polski rząd. Szczególnie kuriozalnie w świetle dzisiejszej wiedzy, a także mocnej krytyki Kijowa pod adresem Berlina, który nie ogranicza się jedynie do rządów nowej koalicji, brzmiały uwagi Tuska, że dzięki rządom CDU państwa i narody Europy wschodniej mogą czuć się bezpiecznie.
Nieledwie rok po tuskowej laurce dla CDU i Angeli Merkel, Władimir Putin wysłał własną do żegnającej się z urzędem kanclerz Niemiec. Prezydent Rosji zapewniał niemiecką polityk, że zawsze będzie mile widziana w jego kraju. Wedle kremlowskich służb prasowych: „Podziękował jej ciepło za wieloletnią owocną współpracę” i zaznaczył, że wniosła „znaczący wkład w rozwój relacji niemiecko-rosyjskich”. Putin dobrze wiedział, co mówi: w odróżnieniu od Donalda Tuska, który od czasu „polsko-rosyjskiego resetu” odgrywał jedynie rolę pionka w grze między Moskwą a Berlinem, włodarz Kremla był realnym rozgrywającym. I najpewniej oboje z Merkel mieli świadomość gry do jednej bramki.
Wbrew pewnym głosom, Rosja czekała z atakiem na Ukrainę nie dlatego, że Putin bał się Merkel, lecz dlatego, że ciągnące się przez dekady polityczne wspólnictwo między nimi było warte takiej zwłoki. To największy prezent kremlowskiego władcy dla odchodzącej kanclerz Niemiec: poczekał z wojną na jej odejście z urzędu.
Wiele już powiedziano o gospodarczych i energetycznych interesach Niemiec i Rosji. Nord Stream 1 i Nord Stream 2, wbrew obłudnym zapewnieniom Angeli Merkel, okazały się bronią przeciwko Europie. Niemiecko-rosyjskie projekty – gdyby Putin prowadził nieco ostrożniejszą militarnie politykę w naszym regionie – zmieniałyby Unię Europejską w projekt polityczny ściśle podporządkowany niemiecko-rosyjskim (niemiecko-francusko-rosyjskim) interesom. Oczywiście nadal utrzymywano by potężną fasadę brukselskiej biurokracji, której prawa służyłyby pacyfikowaniu krajów takich jak Polska. Ale realnie liczyłaby się jedynie ekonomiczna struktura zysków i strat. Teraz widzimy to gołym okiem, obserwując, kto i jak reaguje na sankcje wobec Rosji: realny krwiobieg zachodniej Europy objawia się dziś z całą siłą.
Nie mniej istotny jest wątek ściśle geopolityczny i militarny. Amerykańskie i niemieckie media od kilkunastu dni przypominają, że to Angela Merkel zablokowała w 2008 roku przyjęcie dwóch bardzo ważnych państw do NATO. „Bild” ogłosił, że „to przede wszystkim Merkel uniemożliwiła przyjęcie Ukrainy i Gruzji do NATO podczas szczytu w Bukareszcie w 2008 roku. Ówczesny prezydent USA George W. Bush był wówczas zdeterminowany, aby oba kraje kandydowały do NATO. Jednak ostatecznie zwyciężyła Merkel”.
Z kolei „The Washington Post” przypomniał, że po aneksji Krymu ówczesny wiceprezydent Joe Biden proponował swojemu szefowi, Barackowi Obamie, dozbrojenie Ukrainy.
Choć dodajmy, że udało się wówczas wynegocjować szkolenia ukraińskiej armii. Ale USA i tak zaczęły wówczas krótki reset w relacjach z Rosją – pośredniczyła w tym Angela Merkel. Straszyła Obamę groźbą eskalacji konfliktu i zapewniała, że pokój da się kupić za cenę dyplomacji i normalnego handlu z Rosją. Nie trzeba dodawać, że każdy moment uśpienia Zachodu był korzystny dla imperialnych planów i zmniejszył zapewne dzisiejszy obronny potencjał Ukrainy i całej wschodniej flanki NATO. I w tym przypadku Angela Merkel była wyłącznie złym duchem, a nie błogosławieństwem dla Europy.
Znamienne jest, że pozorny reset Zachód–Rosja w każdym regionie świata przebiegał wedle mniej więcej podobnego schematu, choć różnił się skalą. Rosjanie zapewniali o swoich pokojowych zamiarach i przekonywali, że bronią globalnego status quo przed rozszerzającymi się wpływami NATO. W tym samym czasie prowokowali kolejne konflikty, których skutki łagodziła na arenie międzynarodowej Angela Merkel. To ona reprezentowała interesy Rosji zarówno w Waszyngtonie, jak i w Warszawie – gdy III RP rządził Donald Tusk.
Rządy CDU, rządy Angeli Merkel w Niemczech nie były błogosławieństwem dla Europy. Były pełne fałszu i chciwości, niemieckiego egoizmu i poczucia wyższości; pełne protekcjonalnego traktowania Europy Wschodniej. Wszystko to było możliwe również dzięki nadwiślańskim pomagierom byłej kanclerz Niemiec. Również dzięki tym, którzy na swoich łamach kilkanaście lat temu drukowali kuriozalne artykuły Władimira Putina.