Facet bez przeszkód ze strony Biura Ochrony Rządu podchodzi do prezydenta Polski, wykonuje zamach ręką i uderza go. Nie jest istotne, że napastnik trzyma tylko jajo. Równie dobrze mógł to być przecież nóż, który przetnie tętnicę.
Taka sytuacja jest niedopuszczalna w krajach, w których bezpieczeństwo głowy państwa traktuje się serio. I nie tylko dlatego, że incydenty podobne do tego w Łucku ośmieszają służby ochrony, które nie dopilnowały swojego „numeru jeden”. W wypadku Polski chodzi o coś więcej – o dowód na to, że od czasu katastrofy smoleńskiej w BOR-ze panuje rozluźnienie, którego źródłem jest poczucie całkowitej bezkarności za śmiertelnie przecież groźne niedopełnienie obowiązków. Przykład idzie z góry – poprzedni szef BOR-u Marian Janicki (ten sam, który zaczynał karierę jako kierowca) nie odszedł w niesławie za dopuszczenie do śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przeciwnie, otrzymał generalski awans od Bronisława Komorowskiego. Czy teraz prezydent Komorowski zachowa się jak po Smoleńsku i też ochoczo awansuje obecnego szefa BOR-u płk. Klimka?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas