Moskwa gra strachem Zachodu przed wielką wojną, a jednocześnie zaciska pętlę wokół Ukrainy. Uznanie samozwańczych Republik Ludowych: Donieckiej i Ługańskiej, przez Dumę za niepodległe i autonomiczne regiony Ukrainy to krok w stronę terroryzowania Kijowa.
Jest to analogiczne działanie jak w 2008 r., gdy Moskwa uznała niepodległość Abchazji i Osetii Południowej, siłą oderwanych od Gruzji. Teraz tę samą rolę mają odegrać dwa wschodnie obwody ukraińskie oderwane od macierzy, paraliżujące cały kraj.
W poniedziałek na rozmowy z Putinem udali się przywódcy separatystycznych republik. Na dziś zaś planowane jest nadzwyczajne posiedzenie obu izb rosyjskiego parlamentu: Dumy Państwowej i Rady Federacji, na którym ma być m.in. rozpatrywane uznanie obu republik. Jeśli do tego dojdzie i Władimir Putin uzna niepodległość okupowanych terenów, oznaczałoby to jawne złamanie Karty Narodów Zjednoczonych, prawa międzynarodowego oraz suwerenności i integralności terytorialnej niepodległego państwa. Według Zachodu byłoby to także pogwałcenie porozumień mińskich i droga do otwartej konfrontacji Rosji z przedstawicielami wolnego świata.