Kulejący od haratania w gałę premier wyszedł z posiedzenia komisji trójstronnej i oświadczył dziennikarzom, że związkowcy zerwali jej obrady, bo „przestraszyli się”, gdyż po poprzednich obradach została podniesiona płaca minimalna. Prawdopodobnie w ten sposób szef rządu komunikuje nam, że związkowcy awanturnicy nie chcieli dialogu z rządem i pracodawcami, bo spostrzegli, że wszystko mogą załatwić, a przecież nie o to chodzi. Awanturnikom, jak wiadomo, zwykle chodzi o awanturę – dawał do zrozumienia szef rządu. Tym razem dziennikarze zaprotestowali –
przypomnieli premierowi, że Solidarność, OPZZ i Forum Związków Zawodowych dlatego wyszły ze spotkania, że zmiany w kodeksie pracy, które miały być negocjowane w komisji, zostały już w piątek uchwalone przez Sejm. To są działania przeciw państwu – mówił jednak niewzruszony premier o planach głównych central związkowych zapowiadających na jesieni strajk w obronie praw pracowniczych. Premierowi wyraźnie pomyliły się czasy i epoki. Państwo to ja – tak mawiał król Francji Ludwik XIV. Związkowcy nie walczą z państwem. Co najwyżej występują przeciw Donaldowi Tuskowi. Dymisja premiera mogłaby się bowiem okazać właśnie dla państwa zbawienna.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Joanna Lichocka