Napięta sytuacja na granicy z Ukrainą psuje szyki przede wszystkim Niemcom, głównym scenarzystom zielonej rewolucji w Europie. Jednak szalejące ceny surowców każą rządom odłożyć na bok „ambitne cele” klimatyczne. Za chwilę może się okazać, że na wagę złota będzie każda energia, pozyskana w jakikolwiek sposób.
Zielony Ład oparty jest na dogmacie walki ze zmianami klimatu, które mają mieć katastrofalny wpływ na ekosystemy, zagrażać gospodarce i społeczeństwom. Hipoteza ludzkiego wpływu na klimat determinuje ograniczanie emisji do atmosfery dwutlenku węgla za pomocą limitów nakładanych na kraje i konkretne przedsiębiorstwa. Podczas gdy państwa Unii Europejskiej wywiązują się ze zobowiązań, najwięksi emitenci na świecie produkują coraz więcej gazów cieplarnianych. To tak, jakbyśmy chcieli obniżyć temperaturę w samochodzie, włączając klimatyzację i otwierając na oścież połowę okien.
Chiny w zeszłym roku osiągnęły rekordowe wydobycie węgla kamiennego, przekraczające 4 mld ton, oraz najwyższy poziom eksportu tego surowca od dekady. Państwo Środka jest największym na świecie producentem i konsumentem czarnego złota mimo zapewnień, że ten kraj stanie się neutralny klimatycznie za około pół wieku. Aktualnie kryzys energetyczny sprawia, że wszystkie te zapowiedzi można włożyć między bajki, bo Chińczycy są pragmatyczni, a jeśli coś poświęcą, to prędzej publiczne deklaracje niż interes strategiczny swojego państwa.
Pekin od pewnego czasu borykał się z niedoborami energii, stąd wzięła się rządowa decyzja o zwiększeniu wydobycia węgla kamiennego. Ostatnie miesiące to wzmożona praca w kopalniach, galopujące ceny kontraktów terminowych na węgiel i prognozy bicia kolejnych rekordów na ten rok. Sytuacja na rynkach w regionie pogorszyła się dodatkowo po wprowadzeniu zakazu eksportu tego surowca z Indonezji, ważnego gracza na rynku węgla. Zmniejszyła się także podaż węgla pochodzącego z Australii. Chińczycy chcą wykonać swoje plany produkcyjne oraz zachować stabilność na rynkach. Dlatego stawiają na węgiel. Chiny starają się więc skupować węgiel z całego świata, aby zapewnić sobie jak największe zapasy tego pożądanego surowca.
Zresztą podobnie jak Chińczycy zachowuje się inny wielki kraj odpowiedzialny za gros globalnych emisji gazów cieplarnianych – Indie. Oba kraje wydobywają łącznie 14 mln ton węgla dziennie. Rząd Indii nie ma zamiaru zmieniać taniego surowca energetycznego na wiatraki i planuje, że moc elektrowni węglowych zwiększy się z obecnych 208 GW rocznie do 267 GW w 2030 r. Delhi chce w ten sposób zabezpieczyć się przed blackoutami. W tym kraju węgiel kamienny odpowiada za 72 proc. produkcji energii. Chociaż ma się to zmniejszyć do 21 proc. w 2050 r., przy obecnych rynkowych tendencjach trudno uznać tę prognozę za realną. Czy nam się to podoba, czy nie, węgiel kamienny pozostaje najważniejszym źródłem energii elektrycznej na świecie.
Polityka Unii Europejskiej wobec zmian klimatu to kula u nogi pozostającej w stagnacji gospodarki kontynentu. Coraz bardziej ciąży także w Polsce. Pakiet Fit for 55, który wprowadza kolejne limity na nowe sektory przemysłowe, spowoduje, że będziemy mieli do czynienia z prawdziwym szaleństwem cenowym, czyli hiperinflacją. Podrożeje dosłownie wszystko. Dobra, do których używania byliśmy przyzwyczajeni na co dzień, staną się z dnia na dzień dobrami luksusowymi, dostępnymi dla najbogatszych. Niewielu będzie stać na utrzymanie domu czy samochodu.
Przeciętny obywatel będzie zmuszony do redukcji swoich potrzeb życiowych, korzystania z transportu publicznego czy usług komunalnych. Będzie to związane przede wszystkim z objęciem limitami emisji dwutlenku węgla takich sektorów, jak budownictwo czy transport drogowy. Wskutek drastycznych wzrostów cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla nasz kraj wyda 189 mld euro do 2030 r. na dostosowanie się do nowych przepisów, obliczyli analitycy Banku Pekao SA. Wzrosną ceny prądu i ciepła. Energia odnawialna zaś nie uzupełni powstałych deficytów. Część kosztów ma być niwelowana dzięki transferowi unijnych funduszy, ale te – jak wiemy – są Polsce wstrzymane karnie pod pretekstem łamania przez nasz kraj zasad praworządności.
Państwa początkowo mogą być kuszone hojnym rozdawnictwem uprawnień ETS. Jednak potem są one skupowane przez banki spekulacyjne i ich cena wzrośnie. Podaż uprawnień jest następnie limitowana i zaczyna ich brakować na rynku. To zmusza firmy do kupowania ich od spekulantów i ponoszenia dodatkowych kosztów. Przeciwko takim praktykom protestuje Polska. Wicepremier Jacek Sasin ogłosił jednoznacznie, że nasz kraj zrobi wszystko, aby Fit for 55 nie wszedł w życie. Według rządowych analiz projekt ów będzie miał bowiem zabójczy wpływ na wszystkie sektory gospodarki.
Szacuje się, że pakiet zredukuje rodzimy sektor produkcji żywności nawet o 15 proc. Były minister rolnictwa Krzysztof Ardanowski uważa, że Zielony Ład jest niezwykle groźny dla rolnictwa i może spowodować drastyczne zwiększenie cen na rynku spożywczym. Stracą na tym wszyscy: rolnicy i ich klienci. Uzależni to nasz kraj od importu żywności, a dziś tego nie potrzebujemy. Nasze produkty są ekologiczne i smaczne, więc dotychczas nie musimy ich importować. To, co funduje konsumentom i rynkom Zielony Ład, to prawdopodobny kryzys żywnościowy. Chiny już dziś skupują wszystkie możliwe kontrakty na dostawy zbóż, kukurydzy i ryżu, a w ich rękach jest już ponad 20 proc. z całego świata.
Europejska walka ze zmianami klimatu to realizacja radykalnej ideologii zielonych i lewicy. Niestety może ona nieść nieprzemyślane skutki. W ostatnich latach UE chciała zahamować produkcję plastiku, jednak teraz na plażach i dnach oceanów leżą zużyte maseczki jednorazowe i rękawice – jako pozostałości po pandemii. Proekologiczne reguły narzucane przez Europę powodują spustoszenie w innych częściach świata. Coraz wyższe ceny żywności powodują, że kraje ubogie i rozwijające się szukają nowych areałów pod uprawy. Skutkuje to tym, że podczas gdy w UE zwiększa się powierzchnia lasów, w innych regionach są one wycinane i zamieniane na użytki rolne. Tak dzieje się np. w Brazylii czy Indonezji, gdzie karczuje się lasy tropikalne, aby uprawiać tam rośliny oleiste. W UE powstaje zrównoważone rolnictwo, którego deficyty zastępuje się importem. Importerzy jednak nie muszą dbać o takie same normy jak kraje, do których trafiają ich produkty. Jest to więc gra zerowa dla środowiska naturalnego.
Czy system ETS działa i przyczynia się do redukcji dwutlenku węgla, a także doprowadza do zahamowania zmian klimatu na tyle, że trzeba tak go hołubić i jeszcze radykalizować? Wydawałoby się, że tak, ale fakty są zupełnie inne. W 2023 r. globalne emisje dwutlenku węgla osiągną rekordowy poziom – prognozuje Międzynarodowa Agencja Energetyczna. Potem ma być jeszcze gorzej. To sprzeczne z tym, co zakładało porozumienie paryskie. Aby je zrealizować, emisja dwutlenku węgla powinna spadać o 7 proc. rocznie do 2030 r. Tymczasem co roku do atmosfery dostaje się 3,5 mld dwutlenku węgla więcej, niż zakładały prognozy. Państwa nie dają sobie także rady z inwestycjami w energetykę odnawialną. Inwestycje idą zbyt wolno, ale nikt także nie ma złudzeń – tzw. zielone technologie nie są na tyle wydajne i opłacalne, aby szybko zastępowały tradycyjne źródła energii.
Fit for 55 dokręca śrubę jeszcze bardziej, ale trudno uwierzyć, że jakiekolwiek państwo potraktuje program poważnie, skoro nie radzi sobie ze spełnianiem i tak już drakońskich wymagań narzucanych przez unijnych urzędników.
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)