Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Amerykanie mają dosyć restrykcji covidowych. Nawet lewica boi się je wprowadzać

Do niedawna w USA to, jak dotkliwe są restrykcje covidowe, zależało głównie od tego, która partia rządzi w danej okolicy. Teraz jednak, w trzecim roku pandemii, nawet Demokraci nie palą się do wprowadzania kolejnych obostrzeń.

pixabay

Pandemia postawiła niezwykle trudne zadanie przed politykami. Musieli ustalić i wprowadzić takie restrykcje, które z jednej strony przyhamują kolejne infekcje i uchronią służbę zdrowia przed przeładowaniem pacjentami, a z drugiej strony będą na tyle mało dotkliwe, że z ich powodu nie dojdzie do załamania się gospodarki. W USA sytuacja była jeszcze trudniejsza, gdyż jest to państwo w wysokim stopniu zdecentralizowane i restrykcje były wprowadzane na poziomie stanowym lub nawet lokalnym. 

Różne obostrzenia

Sprawiło to, że ich dotkliwość dramatycznie się różniła. W niektórych miejscach restrykcje były na tyle łagodne, że ciężko było je zauważyć, podczas gdy w innych nie dało się praktycznie normalnie żyć. Ogólna zasada była taka, że te bardziej dotkliwe restrykcje wprowadzano w miejscach rządzonych przez lewicę, a tam gdzie rządzili Republikanie z pandemią walczono w dużo bardziej liberalny sposób. 

Fakt, że poszczególne stany drastycznie się od siebie różnią, a amerykańskie społeczeństwo jest bardzo mobilne drastycznie utrudniał ocenę tego które podejście lepiej się sprawdza. Teraz Amerykanie zmagają się z falą Omikrona i rekordowymi przyrostami infekcji – tylko zeszłej doby odnotowano niemal półtora miliona nowych zachorowań. Mimo tego, jak zauważył portal Politico, Demokraci coraz częściej podchodzą do walki z pandemią w sposób, za który niedawno ostro krytykowali Republikanów.

[polecam:https://niezalezna.pl/425403-nowy-wariant-koronawirusa-deltacron-to-polaczenie-omikrona-i-delty

Zmiany o demokratów

Najgłośniej zrobiło się o zmianie, jaka zaszła w Chicago. Lewicowa burmistrz tego miasta Lori Lightfoot wprowadziła radykalny lockdown już dwa miesiące po początku pandemii i groziła, że osoby, które nie będą go przestrzegać, trafią do więzienia. Kilka dni temu ogłosiła jednak, że mimo Omikronu uczniowie wrócą do szkół. Sprzeciwił się temu związek zawodowy nauczycieli, który wcześniej nawoływał do głosowania na nią w wyborach, a zanim udało się osiągnąć porozumienie obie strony nie szczędziły sobie ostrych komentarzy i gróźb pozwów. 

Bardzo radykalne lockdowny wprowadzano także w Kalifornii, a jej gubernator Gavim Newsom i szereg innych polityków z tego stanu miało kłopoty polityczne gdy dali się przyłapać na ich łamaniu. 13 lutego w Los Angeles ma jednak odbyć się Super Bowl – finałowy mecz ligii futbolu amerykańskiego NFL, który w USA jest uznawany za najważniejsze wydarzenie sportowe roku oraz nieformalne święto narodowe. Zarówno Newsom jak i burmistrz LA Eric Garcetti obiecują publicznie, że ten mecz się odbędzie pomimo szalejącej pandemii. 

To nie są jedyne przykłady zmiany podejścia przez przedstawicieli lewicy. W zeszłym miesiącu demokratyczny gubernator Colorado Jared Polis zadeklarował, że skoro szczepionki na COVID są już ogólnodostępne, to z perspektywy jego administracji stan wyjątkowy się skończył i jeżeli ktoś teraz zachoruje, to może winić tylko siebie. Prezydent Biden natomiast powiedział, że Amerykanie nie powinni zmieniać z powodu pandemii swoich planów na święta. W tym samym czasie CDC zmniejszyła o połowę rekomendowany czas kwarantanny, nie ukrywając nawet za bardzo, że podjęli tę decyzję z powodu problemów firm z nieobecnościami polityków. 

Jakie są powody?

Powody tej zmiany wydają się jasne. Po trzech latach pandemii Amerykanie są sfrustrowani i zmęczeni – i mają dość restrykcji, które miały ją powstrzymać i zawiodły. Niedawny sondaż przeprowadzony przez sondażownię należącą do uniwersytetu Monmouth pokazał, że ponad 63% Amerykanów jest zmęczona tym, jak pandemia i związane z nią restrykcje wpływają na ich życie, a ponad połowa jest z tego powodu wściekła. O ile tą wściekłość dwa razy częściej reportują Republikanie, o tyle zmęczenie jest uczuciem ponadpartyjnym. A to może mieć ogromne konsekwencje wyborcze dla lewicy. 

Dyrektor Instytutu Sondażowego Uniwersytetu Monmouth Patrick Murray zauważył, że wśród wyborców lewicy zaszła istotna zmiana w podejściu do walki z pandemią. Jego zdaniem na jej początku popierali ścisłe lockdowny i co najwyżej krytykowali polityków za to, że nie idą z nimi wystarczająco daleko. Wtedy ich wprowadzanie było opłacalne politycznie – ale teraz już nie jest. „Wielu z tych ludzi twierdzi, że teraz są już bez znaczenia, a to co widzimy to gubernatorzy reagujący na ten fakt i zauważający nastroje własnego elektoratu” - powiedział. 

Wielu Demokratów jest przekonanych, że zeszłoroczna porażka w wyborach gubernatora Wirginii czy wyjątkowo niskie zwycięstwo w lewicowym New Jersey było spowodowane wprowadzonymi w tych stanach restrykcjami. Odejście od radykalnych rozwiązań zdaje się być zjawiskiem powszechnym, ale o tym, że jest motywowane głównie rachunkiem politycznym może świadczyć fakt, że następuje w zróżnicowanym tempie. 

Nie wszędzie tak jest

W mocno lewicowych stanach, gdzie Demokraci nie muszą się martwić o stratę władzy, rezygnacja z restrykcji następuje powoli. W chociażby Kalifornii czy Nowym Jorku nadal obowiązuje np. nakaz noszenia maseczek w miejscach publicznych czy nakazy szczepień. W tych bardziej umiarkowanych demokratyczni gubernatorzy już nie są tak zdecydowani. W Michigan Gretchen Whitmer zrezygnowała z nakazu noszenia maseczek. W Nevadzie Steve Sisolak utrzymał go w najbardziej dotkniętych przez pandemię rejonach, ale publicznie deklaruje, że nie będzie nakładał żadnych nakazów szczepień. 

Republikanie twierdzą, że długo im z tym zeszło, ale Demokraci w końcu zrozumieli, że ich podejście – ostrożność bez nadmiernych restrykcji i zachęcanie zamiast nakazów – było słuszne, a to dlaczego Demokraci się do niego przekonali jest sprawą drugorzędną. Komentatorzy zauważają jednak, że o ile nowe podejście może im pomóc powstrzymać odpływ wyborców przed niezwykle istotnymi wyborami pod koniec tego roku, o tyle może spowodować konflikt z ich dawnymi sojusznikami. Już teraz swoje niezadowolenie wyrażają liczne związki zawodowe – jeden z najbardziej żelaznych elektoratów lewicy. 

 



Źródło: Politico, Niezalezna.pl

Wiktor Młynarz