Ostatnie dwa tygodnie mocno dały w kość Arminowi Laschetowi. Szef CDU nasłuchał się, że nieudolnie prowadził kampanię wyborczą chadeków, a historycznie najgorszy wynik CDU wynika wyłącznie z jego słabości przywódczej. I w końcu Laschet pękł. Mówi się o rezygnacji na raty i coś w tym jest. W ubiegły czwartek Laschet miał zapowiedzieć swoją rezygnację z szefowania CDU, zamierza również opuścić fotel premiera Nadrenii Północnej-Westfalii i poświęcić się karierze deputowanego do Bundestagu.
Armin Laschet zaczyna porządki w CDU od siebie. Już 23 października na zjeździe struktur CDU Nadrenii Północnej-Westfalii dojdzie do wyłonienia następcy Lascheta jako przewodniczącego landowego. Następnie w landtagu nowo upieczony szef tamtejszych chadeków zostanie mianowany premierem landu. Sam Armin Laschet zapowiedział złożenie mandatu premiera Nadrenii Północnej-Westfalii z dniem 26 października, czyli wraz z przyjęciem mandatu do Bundestagu.
Nowym szefem CDU w NRW i prawdopodobnie kolejnym premierem tego landu zostanie 46-letni minister transportu NRW Hendrik Wüst, uznawany za jednego z najbliższych współpracowników Lascheta. Wüst od lat cieszy się dużym poparciem konserwatywnego skrzydła CDU, a nawet w szeregach młodzieżówki partyjnej (Junge Union), która bywa ostatnio wyjątkowo kapryśna, o czym za chwilę. Wüst od 2015 r. zasiada w landtagu NRW, a swoją karierę polityczną zaczynał jako 15-latek, od 2013 r. przewodzi Unii Gospodarczej CDU/CSU w NRW.
Zakulisowo wypomina się Wüstowi związek z aferą płatnego „wypożyczania” ówczesnego premiera NRW Jürgena Rüttgersa różnym ważnym osobistościom. CDU miała inkasować pieniądze za możliwość zrobienia sobie zdjęcia lub prywatną rozmowę z premierem. Stawki miały dochodzić do 20 tys. euro. Wüst pełnił w tamtym czasie funkcję sekretarza generalnego CDU w NRW, na fali skandalu podał się do dymisji i zniknął z pierwszych szeregów CDU. Afera została ujawniona przez niemieckie media na kilka tygodni przed wyborami do landtagu.
Chadecy wyszli z tego mocno poranieni, ówczesna koalicja rządowa z FDP została zastąpiona rządem mniejszościowym SPD i Zielonych pod batutą Hannelore Kraft (uważanej w tamtym czasie za socjaldemokratyczny odpowiednik Angeli Merkel), dopiero Armin Laschet odbił landtag z rąk SPD/Zielonych, wygrywając wybory 2017 r. i tworząc na powrót koalicję z liberałami. Dlatego też od tego czasu Laschet cieszył się sporym uznaniem Merkel i był ukazywany jako lodołamacz, który przegonił czerwono-zieloną koalicję po siedmiu latach posuchy dla lokalnej CDU i odbudował zdegenerowane struktury partii w regionie. Teraz, kiedy to głównie Laschetowi przypisuje się doprowadzenie do katastrofy wyborczej CDU w wyborach do Bundestagu, mało kto wspomina o jego sukcesie z 2017 r. Tak czy inaczej, pod koniec października to Hendrik Wüst stanie na czele rządu NRW, a Armin Laschet poczyni pierwszy krok ku wyzbywaniu się lejców z rąk.
W ubiegły czwartek na spotkaniu prezydium CDU/CSU Laschet zasygnalizował, że jest gotów zrezygnować z funkcji przewodniczącego i sam zaangażuje się w proces wyłaniania swojego następcy. W samej CDU wielu odetchnęło, że nie powtórzy się scenariusz z Helmutem Kohlem, który kurczowo trzymał się stołka przewodniczącego i trzeba było ostrego artykułu Angeli Merkel na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, by Kohla ostatecznie się pozbyć. Laschet zna historię i nie chce być najwidoczniej znoszony ze sceny.
Od kilku dni spekuluje się o dacie zjazdu CDU, podczas którego miałoby dojść do wyłonienia nowego lidera. Partia jeszcze nie podała terminu, ale niemieckie tabloidy ustaliły, że chadecy zarezerwowali terminy od 6 do 13 grudnia na terenie Targów Drezdeńskich, co wskazywałoby, że zjazd zaplanowano za dwa miesiące. Jak twierdzą sami chadecy, wszystko jest jeszcze płynne i być może w zależności od rozwoju sytuacji personalnej zjazd zostanie przeniesiony na wiosnę 2022 r. Jednocześnie temperatura sporu wewnątrz CDU i CSU i paląca potrzeba zmiany na samych szczytach partii mogą wymusić na chadekach jak najszybszy plebiscyt na nowego lidera. Rozmowy sondujące nową koalicję między FDP, Zielonymi i SPD nabierają rozpędu, coraz mniej chadeków wierzy, że to oni staną się częścią nowej koalicji rządowej, a poziom frustracji w dołach partyjnych, zwłaszcza na wschodzie Niemiec, ale i wśród ambitnych reprezentantów chadeckiej młodzieżówki, sięga zenitu. CDU musi się więc zmierzyć z wieloma problemami i to jak najszybciej.
W niedzielę liderzy młodzieżówki (Junge Union / JU) ze swoim 34-letnim przewodniczącym Tillem Kubanem na czele opublikowali gościnny artykuł na stronie „Die Welt”. Czytając ten apel o „wyrwanie CDU z kolein”, jako żywo staje przed oczami akcja Angeli Merkel z grudnia 1999 r., czyli wspomniany już artykuł ówczesnej sekretarz generalnej CDU wzywający partię do oderwania się od swojego (wtedy już honorowego) przewodniczącego Helmuta Kohla. Merkel pisała wówczas o tym, że „CDU musi się nauczyć chodzić bez Kohla”, dziś Till Kuban z kolegami postulują odnowę generacyjną partii niepoprzestającą wyłącznie na wymianie lidera oskarżanego o wyborczą katastrofę, lecz i całego prezydium partii. Ich zdaniem CDU potrzebuje świeżych głów, ale również tego, by na nowo zdefiniować swój program i sprostać wymogom partii ludowej, a nie jedynie torpedować prospołeczne argumenty socjaldemokratów bez wskazania własnych odpowiedzi na życiowe kryzysy zwykłych obywateli. Junge Union nie kryje, że to właśnie oni mają być tym rezerwuarem świeżej krwi, która pozwoli CDU nabrać wiatru w żagle. Co ciekawe, w ubiegłym tygodniu ta sama Junge Union, która jeszcze w ubiegłym roku popierała Markusa Södera [premiera Bawarii i szefa CSU] jako przyszłego kandydata na kanclerza CDU/CSU, dała swojemu niedawnemu faworytowi kosza. Söder wziął udział w zjeździe młodzieżówki w Deggendorfie, gdzie dość obcesowo krytykował Armina Lascheta, sam swoim zwyczajem wykreował się na jedynego godnego następcę Merkel. Widocznie jego buta tym razem nie urzekła młodzieżówki, demonstracyjnie wykreślono jego imię i nazwisko z deklaracji Junge Union, a trzy godziny fetowano jego zastępcę w CSU Manfreda Webera. To dla Webera puszczono słynny utwór Queen „Don’t stop me”, a aplauzowi po jego mowie nie było końca. Södera nie oklaskiwano. Łaska młodzieżówki, zwłaszcza prowadzonej przez 34-letnich młodzieńców, którym już chyba nieco się znudziło obstawianie kinderbalu, na pstrym koniu jeździ.
W ostatnich wyborach do Bundestagu CDU szczególnie dotkliwie przegrało na wschodzie Niemiec. O tym, że w końcu do tego dojdzie, szemrano już na zjeździe CDU w Hamburgu w 2018 r. Członkowie CDU z Drezna i Lipska wieszczyli, że wybór Annegret Kramp-Karrenbauer na następczynię Merkel zamiast Friedricha Merza przysporzy tylko wyborców AfD we wschodnich landach. I to się sprawdziło w tych wyborach. Od lat przypisuje się Friedrichowi Merzowi moc przyciągania elektoratu, który od 2015 r. odpływał regularnie z CDU do AfD. Już abstrahując od jego rzekomego konserwatyzmu mogącego wewnętrznie uzdrowić CDU, Merz nawet w sondażach zawsze wypadał bardzo dobrze wśród sympatyków zarówno CDU, jak i AfD. Jest więc jedynym łącznikiem między światem zastałej, nieco zmurszałej chadecji bez pomysłu na siebie a wyborców Alternatywy, którzy odeszli od CDU, ponieważ byli głodni zmiany. Teoretycznie więc jako lider CDU mógłby odświeżyć partię i nadać jej nową dynamikę. Pytanie, czy po raz kolejny jego kandydatura nie przepadnie. Tym razem chociażby na skutek sprzeciwu Junge Union, która marzy o młodszym obliczu całej partyjnej góry, a Merz jest niewiele młodszy przecież od ustępującej Angeli Merkel. Jednocześnie palący problem wschodnich landów może przeważyć.
Armin Laschet zapowiedział na listopad zwołanie „konferencji ds. wschodu”, gdzie chadecy będą radzić nad odzyskaniem elektoratu zassanego przez AfD w takich landach jak Saksonia czy Turyngia, gdzie alternatywni czują się jak u siebie. Chadecy mają dziś poważny problem ze wschodnimi Niemcami, mieszkańcy postenerdowskich landów czują się oszukani i traktowani jak obywatele drugiej kategorii, a oliwy do ognia dolał jeszcze chadecki pełnomocnik rządu federalnego ds. landów wschodnich Marco Wanderwitz, który startował do Bundestagu z Saksonii. I przegrał. Z kontrkandydatem z AfD. Nie dlatego że miał słaby program, lecz dlatego, że w kampanii wyborczej obraził do żywego mieszkańców Saksonii, twierdząc, że de facto nie dorośli do demokracji, bo z „z jednej dyktatury przeszli pod inną” i dlatego „idą głosować na AfD”. Wyborcy podziękowali panu pełnomocnikowi, a media, pisząc o jego niewyparzonym języku, ubolewały nad „przekleństwem szczerości”. Dziś Wanderwitz żali się, że go nie zrozumiano, ale w CDU nie ma co liczyć na współczucie, to m.in. przez takich jak on „szczerych kolegów” ze smykałką do pouczania w kwestiach demokracji CDU spadła w Ostach na trzecie i czwarte miejsce.
Nie tylko jednak we Friedrichu Merzu chadecy mogą pokładać nadzieje. Obok Merza na giełdzie ewentualnych następców Armina Lascheta pojawiły się jeszcze nazwiska ministra zdrowia Jensa Spahna, szefa klubu parlamentarnego CDU/CSU w Bundestagu Ralfa Brinkhausa i szefa komisji spraw zagranicznych w Bundestagu Norberta Röttgena. I ten ostatni kandydat zdaje się obecnie najciekawszy i najbardziej aktywny medialnie, choć raczej nie wpisuje się w modelowy obraz młodzieniaszka à la Junge Union.
„Za przystojny” – tak w starych, dobrych mieszczańskich czasach doświadczone damy mawiały o niektórych kandydatach do stanu kapłańskiego, kiedy dobre warunki zewnętrzne mogły wskazywać, że pokusy wobec przyszłego duchownego ze świata mogą być szczególnie mocne. Wydawałoby się, że to śmieszne w naszej wyzwolonej epoce zastrzeżenie na pewno nie odnosi się do polityków. Przecież oni głównie muszą „dobrze wyglądać” we wszelkich multimediach. A jednak w wypadku Norberta Röttgena, byłego szefa ministerstwa środowiska, a w ostatnich latach szefa komisji spraw zagranicznych Bundestagu, coś jest na rzeczy. Ten elokwentny i wykształcony prawnik, od lat porównywany do George’a Clooneya, nie zyskał uznania delegatów na zjazd CDU i odpadł w poprzedzającym kampanię do Bundestagu wyścigu na szefa partii. Niektórzy nawet kpili, że jego zbyt dobrze skrojone marynarki i anglosaski sznyt nie pasują do stylu partyjnej bazy chadeków, dużo lepiej uosabianego przez wujkowatego Armina Lascheta. Zresztą panowie znają się od lat i od lat zdarza im się rywalizować, skoro o przewodzenie krajowej organizacji CDU w Nadrenii Północnej-Westfalii starli się już w roku 2010.
Niezależnie od żartów niemieckich tabloidów – złośliwa wyliczanka, iluż to Clooneyów można spotkać w niemieckim sporcie, mediach i polityce, na pewno napisana przez jakiegoś niezbyt przystojnego redaktora, jest rzeczywiście zabawna – trzeba jednak przyznać, że Röttgen to ciekawy i wciąż perspektywiczny polityk, który od lat utrzymuje się w Bundestagu i potrafił z polityka o lokalnym wymiarze wybić się na chadeckiego eksperta od polityki zagranicznej. W polskich mediach zwrócono uwagę na jego krytykę Nord Streamu 2, co oczywiście nie miało praktycznego znaczenia, ale ucieszyło krajowych poszukiwaczy „dobrego Niemca”. Już po wyborach uczestniczył w wirtualnej dyskusji na „Security Forum” swojego macierzystego uniwersytetu w Bonn, gdzie dobrą angielszczyzną mówił o potrzebie skończenia z naiwnością wobec mocarstwowych ambicji Chin i o tym, że Europa nie może postrzegać „wyzwania” Państwa Środka jako kwestii ograniczonej do rywalizacji USA–Chiny, że Unia nie może stać z boku etc. Typowy atlantycki Europejczyk ze starej bońskiej szkoły. Nikt tak pięknie nie mówi o tych sprawach, jak wykształceni Niemcy na międzynarodowych konferencjach, a co zostaje z tego w późniejszych realiach polityki – to już inna sprawa.
Tymczasem wobec rozczarowania w partyjnych szeregach chadecki Clooney chce wrócić do wewnętrznej polityki. Jest wymieniany, znów w podobnym towarzystwie innych ambitnych panów, takich jak Friedrich Merz czy coraz głośniej aspirujący do wyższych zadań Jens Spahn, w gronie ludzi, którzy powinni zmienić zmęczonego porażką i zużytego Lascheta. Wydaje się, że nie zamierza czekać na ewentualny sukces rokowań w sprawie koalicyjnej „Jamajki”. Udziela wywiadów, w których mówi o egzystencjalnym zagrożeniu roli CDU jako partii ludowej dla wszystkich, i wzywa do powszechnych, czyli odwołujących się do wszystkich członków partii, wyborów na nowego szefa. Głośno przestrzega przed narzucaniem woli przez górę partyjną i wskazuje, że CDU musi najpierw odzyskać zaufanie własnej bazy, zanim spróbuje odzyskać zaufanie wyborców. Czy ten składnie mówiący i „za dobrze” wyglądający polityk sprawdzi się w roli trybuna rozczarowanej chadeckiej bazy? Zależy to również chyba od odgórnych ustaleń. Taka już jest, zresztą nie tylko niemiecka, dzisiejsza polityka.
Berlińskie Espresso nie zwalnia!
Serdecznie zapraszamy na nasz podcast, co tydzień na platformie VOD „Gazety Polskiej”. Rozmawiamy o sprawach niemieckich, ale czasem robimy wyjątki.
Do usłyszenia!