GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Przewodniczący konserwatywnej frakcji CDU ostro o Merkel: To jeden z najgorszych kanclerzy

Usiłuje się nas zepchnąć na partyjny margines. Mimo że wszyscy członkowie Werteunion należą do chadecji, jesteśmy traktowani z rezerwą – z nami się nie rozmawia, wywiera się raczej na nas presję. Tak nas widzą inni. My sami postrzegamy się jako sumienie CDU - z prof. Maxem Ottem (CDU), przewodniczącym konserwatywnej frakcji Werteunion w niemieckiej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, rozmawiają Olga Doleśniak-Harczuk i Antoni Opaliński (PR24).

By A_Peach - https://www.flickr.com/photos/a_peach/48865974868/, CC BY 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=104934634

Na tydzień przed wyborami do Bundestagu CDU po raz kolejny sondażowo przegrywa z SPD o kilka punktów procentowych. Czego CDU w tej kampanii nie zrobiła, a co Pana zdaniem powinna była zrobić, by powstrzymać spadek zaufania i popularności?

CDU powinna przede wszystkim odnowić swój wyraźny konserwatywny profil, dokonać konserwatywnego zwrotu, z większym krytycyzmem odnosić się instytucji unijnych, do ideologii gender, do tzw. religii klimatycznej. Gdyby CDU podążyła drogą, którą Hans-Georg Maaßen konsekwentnie wytycza w Turyngii, to w środowiskach konserwatywnych chadecy mogliby liczyć na 35–40 proc. głosów. A tak wiele z tych głosów przypada AfD. Za rządów Angeli Merkel CDU stała się lewicowo-zielona. Problem w tym, że w tym przedziale jest tłoczno, o wpływy wyborców konkurują Zieloni, SPD i Linke, a CDU zalicza kolejne straty.

Wymienił Pan jako wzór do naśladowania Hansa-Georga Maaßena, polityka, który podczas drugiej debaty telewizyjnej z udziałem Annaleny Baerbock, Armina Lascheta i Olafa Scholza został jednak przedstawiony przez moderatorów tego politycznego starcia jako czarna owca CDU. Maaßen raczej nie należy do ulubieńców kierownictwa partii.

Maaßen przede wszystkim opowiada się za konserwatywną woltą w CDU i stoi w opozycji do całej partyjnej nomenklatury. Jako były szef niemieckiego kontrwywiadu to człowiek z samego wnętrza polityki, ale politykiem jako takim jest od niedawna. Z pewnością jednak Maaßen symbolizuje dążenie do konserwatywnego zwrotu w CDU, ale w partii, na szczeblach decyzyjnych usiłuje się minimalizować jego rolę. Uważam Maaßena za trzeźwo myślącego konserwatystę, który mocno stoi obiema nogami na gruncie demokracji, ma swoje zastrzeżenia do polityki imigracyjnej rządu, oczekuje przemyślenia dotychczasowej polityki koronakryzysowej. Z perspektywy nomenklatury partyjnej kandydatura Maaßena do Bundestagu jest traktowana w kategorii wypadku. Podkreślam, że mówimy o polityku, który opowiada się za powrotem CDU do tradycyjnych wartości. Jak powiedział kiedyś prof. Werner Patzelt: „CDU albo będzie konserwatywna, albo zniknie”. 

A na jakim etapie, nawiązując do słów prof. Patzelta, znajduje się dziś CDU?

Stara się utrzymać na powierzchni poprzez upodabnianie się do Zielonych i lewicy. 

W 1991 r. wstąpił Pan do CDU, a od pięciu miesięcy stoi Pan na czele konserwatywnej frakcji w CDU, znanej jako Werteunion [Unia Wartości]. Co jest istotą Werteunion?

Jesteśmy niewielką grupą, liczymy sobie 4 tys. członków, co stanowi 1 proc. wszystkich członków CDU, ale szacuję, że z naszymi postulatami utożsamia się co najmniej połowa członków CDU. Szkopuł w tym, że nie każdy chce się oficjalnie deklarować jako członek Werteunion. Ze strachu. Jako konserwatyści opowiadamy się za zrewidowaniem podejścia do polityki migracyjnej i energetycznej Niemiec, za przemyśleniem polityki koronakryzysowej, sprzeciwiamy się wspólnemu zadłużaniu państw Unii Europejskiej i postulujemy odciążenie małych i średnich przedsiębiorców.

Jak Werteunion jest postrzegana przez inne frakcje w CDU?

Usiłuje się nas zepchnąć na partyjny margines. Mimo że wszyscy członkowie Werteunion należą do chadecji, jesteśmy traktowani z rezerwą – z nami się nie rozmawia, wywiera się raczej na nas presję. Tak nas widzą inni. My sami postrzegamy się zaś jako sumienie CDU. 

Co z pluralizmem?

Niemcom obecnie nie po drodze z pluralizmem.

Mówi Pan o konieczności powrotu CDU do konserwatywnych wartości. Przecież Armin Laschet, powołując do swojego gabinetu cieni Friedricha Merza, zrobił ukłon właśnie w stronę rozczarowanych partią konserwatystów.

Friedrich Merz jest jedną z twarzy chadeckiego konserwatyzmu i Werteunion wspierała jego nominację na kandydata do urzędu kanclerskiego, więc z naszego punktu widzenia dobrze się stało, że Merz wszedł w skład gabinetu cieni. Oczywiście, kiedy to Armin Laschet został mianowany kandydatem CDU na kanclerza, zaakceptowaliśmy tę decyzję i stoimy za Laschetem, to on koniec końców poniesie odpowiedzialność za wynik wyborów. Nie jest to jednak kandydat reprezentujący kurs postulowany przez Werteunion.

Jeszcze do niedawna był Pan honorowym przewodniczącym kuratorium zbliżonej do AfD Fundacji Erazma z Rotterdamu [Desiderius-Erasmus-Stiftung]. Jak członek CDU może zasiadać w gremium związanym z AfD?

Po pierwsze, nie pobierałem za to żadnego wynagrodzenia, tak jak i pozostali członkowie kuratorium, z których dwoje również należy zresztą do CDU. Po drugie, kuratorium jest naukowym ciałem doradczym, nie decyduje, tylko doradza. W warunkach demokratycznego państwa naukowcy powinni mieć prawo wchodzić w skład takich gremiów, przynajmniej zgodnie z moim rozumieniem demokracji nie powinno się zakazywać tego typu aktywności. Gdyby to Fundacja Konrada Adenauera zaprosiła mnie do swojego kuratorium, również bym nie odmówił. 

A jednak Fundacji Konrada Adenauera nikt by Panu nie wypominał, a w przypadku instytucji zbliżonej do AfD sprawa ma się zupełnie inaczej.

Owszem. Spotykałem się z szykanami, wytykano mi kontakty z AfD. Sam uważam AfD za demokratyczną partię obywatelską, część społeczeństwa wybrała AfD i trzeba ten wybór uszanować. Poznałem wielu członków tej partii, również szeregowych, i nie mam tym ludziom nic do zarzucenia. Teraz jako przewodniczący Werteunion nie mogę już zasiadać w kuratorium tamtej fundacji, jestem to winien CDU, ale jako zwykły profesor mam prawo angażować się w pracę naukową.

Armin Laschet podkreśla, że CDU nigdy nie wejdzie w koalicję ani z postkomunistyczną Linke, ani z AfD, a jednak jak wspomnimy sytuację w landtagu Turyngii, gdzie CDU od lat toleruje rządy premiera z Linke, to sprawa się nieco komplikuje.

W sumie jak spojrzymy na Turyngię, to tam CDU pozostaje w nieoficjalnej koalicji z Linke. Tamtejsza CDU wspiera Linke, jednocześnie podpiłowując AfD, to nie jest zdrowa sytuacja. 

Wariant postkomunistyczny jest dla CDU, mimo zapewnień o niechęci do Linke, bardziej strawny od narodowo-konserwatywnego?

Tak to można ująć. Proszę zauważyć, że AfD cieszy się największą popularnością w landach wschodnich, tam, gdzie ludzie jeszcze pamiętają, czym był komunizm, i nie życzą sobie z niego powtórki. Ci ludzie obserwują poczynania rządów landowych i są zaniepokojeni, ponieważ coś im to przypomina. Co się zaś tyczy Linke, ta partia też przez te wszystkie lata przeszła transformację z partii robotniczej w partię totalitarnego zielonego ekosocjalizmu, z elementami genderyzmu i trans­humanizmu. Tak bym zresztą nawet zdefiniował nową lewicę niemiecką.

Sądzi Pan, że Niemcy po wyborach mogą się obudzić z koalicją rządową złożoną z Zielonych, SPD i Linke, czyli tzw. rot-rot-grüne?

To jest jak najbardziej możliwe. Dla mnie najgorszym scenariuszem byłaby jednak koalicja CDU z Zielonymi. Nawet gdyby chadecy byli w tym duecie silniejszą stroną, to Zieloni i tak nadawaliby ton. Koalicja SPD z Linke i Zielonymi byłaby mniej szkodliwa, ponieważ ludzie szybciej by się ocknęli. Jeżeli dojdzie do sojuszu Zielonych z CDU, chadecy powoli wcielą w życie zielone pomysły i to nie będą korzystne zmiany.

Angela Merkel podobno i tak zostawia po sobie „zieloną Republikę”. Jak Pan ocenia te długie 16 lat pod rządami pani kanclerz?

To jeden z najgorszych kanclerzy Republiki.

W Polsce nie brakuje opinii, że Angela Merkel była najlepszym kanclerzem, jaki mógł się nam przytrafić, i lepszego od niej już nie będzie.

Trudno mi te wypowiedzi oceniać, nie jestem Polakiem, ale dla Niemiec Merkel nie była dobrym kanclerzem. Popełniła kilka katastrofalnych błędów. Mam na myśli jej politykę migracyjną, zainicjowaną transformację energetyczną, radzenie sobie z kryzysem euro, a także z sytuacją pandemiczną. Poza tym Merkel nie jest chrześcijańską demokratką, zawsze ciążyła w stronę socjalizmu, zanim wstąpiła do CDU, zamierzała przecież wstąpić do SPD.

Dobrze, zostawmy kanclerz Merkel i przejdźmy na chwilę do jednej z pańskich książek. W 2006 r. w książce „Nadchodzi kryzys” [„Der Crash kommt”] ostrzegał Pan przed zbliżającym się tąpnięciem globalnej gospodarki. Jaki scenariusz podpowiada Panu intuicja dziś, kiedy świat podnosi się z mozołem z ekonomicznych skutków pandemii, uruchamia ogromne środki na naoliwienie gospodarki?

To nie jest tak, że zawsze pisałem o kryzysach, często zdarzało mi się zachęcać do inwestycji i dawać dobre prognozy gospodarcze. W 2019 r. jednak w Niemczech wydałem drugą książkę z „serii kryzysowej” i ta publikacja przez 14 tygodni nie schodziła z czołówki listy bestsellerów tygodnika „Der Spiegel”. Po raz kolejny przestrzegałem przed kryzysem gospodarczym na skalę światową. Etapów kryzysu od 2008 r. było kilka: drukowanie pieniędzy, nadmierne kredyty dla firm, ujemne oprocentowanie, skupowanie długów; dziś jesteśmy na ostatnim etapie kryzysu, kiedy to państwa masowo rozdają pieniądze, a skutki będą wyrównywane nakładaniem specjalnych podatków, inflacją, ograniczeniami na mocy dekretów państwowych i kolejnymi obciążeniami dla obywateli.

Jak w tym kontekście ocenia Pan dodatkowe koszty związane z polityką klimatyczną Unii Europejskiej? Projekt „Fit for 55” nie brzmi zachęcająco, kojarzy się z restrykcjami, duszeniem gospodarek i podwyżką cen energii dla konsumenta końcowego.

Owszem, kosztami tej transformacji zostaną obarczeni zwykli ludzie. To jest właśnie to, co nazywam totalitarnym ekosocjalizmem. Niestety, poprzez tego typu projekty cofamy się do socjalizmu.

A jak Pan patrzy na toczący się od kilku lat konflikt na linii Bruksela–Budapeszt–Warszawa? To ideowa niechęć liberalno-lewicowych instytucji unijnych do rządów narodowo-konserwatywnych czy produkt uboczny pełzającej federalizacji Unii Europejskiej?

Nie nazwałbym tej transformacji pełzającą. Ona jest brutalna i szybko postępuje. Obserwuję ten trend od 11 lat, od czasu kryzysu euro. Proces przebiega zgodnie z tym, co kiedyś zapowiedział Jean Claude Juncker, czyli: „Działamy dalej”. I kiedy te „działania” napotykają opór, na chwilę wyhamowują, ale chwilę później plan jest ponownie wcielany. Nie mam tu żadnych wątpliwości, Angela Merkel i Emmanuel Macron są w ten proces całym sercem zaangażowani. Chociaż trzeba podkreślić, że ta Unia jest pomysłem francuskim. Niemcy również chciały federacji, ale z parlamentem i centralnymi kompetencjami decyzyjnymi, Francuzi chcieli Unii międzyrządowej, ponieważ to są sprzyjające warunki dla wysoce profesjonalnej dyplomacji francuskiej. To tyle o różnicach, o dwóch modelach – francuskim i niemieckim. Abstrahując jednak od struktury, obserwujemy dziś w UE coraz silniejsze tendencje totalitarne, idące w kierunku ekosocjalizmu. W takich okolicznościach pluralizm staje się niepożądaną przeszkodą. Takie państwa, jak Polska czy Węgry, które idą własną drogą, czy Grupa Wyszehradzka postrzegana jako całość, stanowią ogromne zagrożenie dla unijnych elit, które drżą o powodzenie swojego planu. Elita urzędnicza UE nie może sobie pozwolić na tolerowanie pluralizmu, ponieważ sama podważyłaby sens swojego istnienia. A ja jestem za pluralizmem w UE, tak samo jak jestem za tym, by pewne państwa mogły wyjść ze strefy euro, kiedy to jest wskazane. Pamiętam, jak w 2009 r. w Krynicy, w rozmowie z wicepremierem Polski, odradzałem przyjęcie euro. „Nie porzucajcie złotówki” – mówiłem, a wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni. Ale dziś chyba już nikt się nie dziwi.

To skoro jesteśmy przy euro i gospodarce europejskiej, zakończmy akcentem książkowym, ale już nie w duchu kryzysu, lecz odnowy. W 2019 r. ukazała się praca zbiorowa konserwatywnych autorów europejskich, zatytułowana „Renovatio Europae. O hesperialistyczną reformę Europy”. Spod Pana pióra wyszedł wtedy rozdział o renesansie europejsko-kontynentalnego modelu gospodarczego. Skąd ten pomysł?

Mógłbym o tym opowiadać cały dzień, ale spróbuję w kilku zdaniach. Europejski model gospodarczy został ukształtowany w duchu względnej solidarności, co różniło nas zdecydowanie bardziej od indywidualistycznego kapitalizmu anglosaskiego. Więcej solidarności, więcej kooperacji i bardziej ludzkiej konkurencji. Niemcy oczywiście po II wojnie światowej miały wyjątkową sytuację, ale całościowo patrząc na Europę Zachodnią, ta nasza gospodarka jednak opierała się na współpracy, a teraz coraz częściej idziemy w stronę amerykańskiego kapitalizmu.

Ale uznaje Pan tę tendencję za błędną czy przedwczesną?

Zdecydowanie za błędną. Mamy własną drogę i nie musimy kopiować innych modeli.

Werteunion, czyli Unia Wartości
Konserwatywne stowarzyszenie chadeckie założone w marcu 2017 r. Jego członkowie należą do CDU oraz CSU. Werte­union w swoich działaniach i postulatach powołuje się na tradycyjne wartości, obronę chrześcijańskiego i wolnościowego fundamentu państwa. Stowarzyszenie w wielu swoich postulatach stoi w kontrze do oficjalnej polityki CDU, członkowie Werteunion są m.in. przeciwni niekontrolowanemu napływowi uchodźców, od migrantów mieszkających w Niemczech oczekują asymilacji zamiast integracji i dostosowania się do zasad niemieckiego państwa, popierają model polityki migracyjnej opartej na doborze wedle kryteriów zawodowych (kwalifikacji), postulują lepszą ochronę granic UE. Werteunion krytycznie odnosi się do rządowej polityki związanej z ochroną klimatu i transformacją energetyczną. Stowarzyszenie w 2019 r. postulowało wydłużenie ostatecznego terminu wygaszania elektrowni atomowych w Niemczech. W 2018 i 2020 r. Werteunion popierała kandydaturę Friedricha Merza na lidera CDU. W 2018 r. z Merzem wygrała Annegret Kramp-Karrenbauer, a w styczniu 2021 r. – Armin Laschet. Werteunion odrzuca stanowczo socjalizm, marksizm i komunizm, postuluje też odejście w polityce od forsowania ideologii gender i genderyzacji języka niemieckiego. Opowiada się za tradycyjną rodziną, w kwestiach obrony jest za podwyższeniem wydatków na obronę do 2,5 proc. PKB.

„Berlińskie Espresso” poleca się na wybory do Bundestagu! Znajdą nas Państwo na VOD „Gazety Polskiej”.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Olga Doleśniak-Harczuk,Antoni Opaliński