Przez kilka lat będąc freelancerem (to zawsze brzmi lepiej niż „bezrobotny absolwent nauk społecznych”), nie miałem zbyt wiele zajęć, więc i urlop nie był moją pierwszoplanową potrzebą.
Jak to w życiu bywa, potem karta odwróciła się aż za bardzo i odkąd obroniłem swój doktorat, pracy było coraz więcej, a gdy ktoś pyta mnie, kiedy planuję jakiś dłuższy wypoczynek, tylko uśmiecham się smutno nad swoim losem. Może jednak dzięki temu właśnie omija mnie ten coroczny horror, jakim według mediów są wakacje Polaków i z ich udziałem. Gdziekolwiek się bowiem ruszą, piją tylko, darmowym poczęstunkiem gospodarują rabunkowo, krzyczą, zanieczyszczają, słowem – zgroza. Do niedawna pisano, że to głównie przez 500 plus, ale skoro ten pomysł obecnie przypisuje swoim kolegom i koleżance Kopacz sam Donald Tusk, już pisać tak nie wypada. Wracając jednak do głównego wątku – Polacy klaszczą w samolocie, zgłaszają absurdalne skargi i hałasują. Wstyd na cały świat dla kilku pań i panów, którzy opowiedzą o tym w wywiadzie dla popularnego portalu, zajrzą też do telewizji śniadaniowej, a na koniec przepracują swoją traumę, pisząc o tym książkę, którą portal i telewizja zareklamują. Do listy grzechów i kompleksów dochodzi jeszcze to, że nie potrafimy pić kawy (lata temu te same media lamentowały, że nie umiemy jeść pizzy), a do tego wszystkiego Polki muszą szukać przygód na wakacjach, bo Polak źle wygląda i wszystko robi źle. A i tak na koniec żeni się coraz częściej z Ukrainką lub Białorusinką, bo i Polka zła, tylko w innych artykułach. W tej sytuacji trudno dziwić się, że wszyscy piją na potęgę. Zgroza, niech już to lato się skończy. A może wcale nie chodzi tu o pedagogikę wstydu, tylko o pocieszanie się poprzez pisanie tych wszystkich donosów redaktorów, co to jak ja za bardzo nie mogą się wyrwać na dłużej niż jeden weekend i dalej niż gdzieś za miasto, ewentualnie po słoiki do rodziców?