10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Wojna lewicy z Tuskiem w tle

To dość nietypowa sytuacja z punktu widzenia konserwatywnej prawicy. Oto bowiem dochodzi do próby rozbicia środowiska politycznego, które w normalnych warunkach, również z przyczyn historycznych, powinno być jej najdalsze i najbardziej wrogie. Jednak dzisiejsze problemy lewicy są efektem działań Donalda Tuska i jego zwolenników, obecnych wśród działaczy dawnego SLD i prób zachowania politycznej samodzielności przez Włodzimierza Czarzastego i jego zwolenników. Jest bardzo prawdopodobne, że podobne sceny czekają również inne ugrupowania opozycji. Zaczęło się jednak po lewej, ponieważ Lewica jest, po PiS, wrogiem nr 2 liberałów z Platformy Obywatelskiej.

Ta przyjaźń nigdy nie była łatwa, choć mogło wydawać się inaczej. Lewica wzięła udział w wielkiej koalicji, idącej pod wodzą Platformy do Parlamentu Europejskiego, co można uznać za symboliczne zwieńczenie jej wspólnego z innymi partiami opozycji wcześniejszego udziału w imprezach Komitetu Obrony Demokracji. Na pewno był to sukces dla ugrupowania, które, choć w PE obecne było przez cały czas, po 2015 r. nie miało reprezentacji w krajowym parlamencie.

Lata chude SLD i powrót na salony

Tu krótkie przypomnienie – w wyborach 2015 r. lewica przegrała z dwóch powodów, przy czym w Sejmie nie znalazła się na własne, nie wyborców, życzenie. SLD postanowił bowiem wystartować nie jako komitet, lecz koalicja komitetów wyborczych, tym samym stawiając przed sobą przeszkodę w postaci podwyższonego progu wyborczego i o nią finalnie się potykając. Swoje dołożył jeszcze start nowej wówczas gwiazdy polskiej polityki, Adriana Zandberga i Partii Razem, którym udało się zmobilizować pewną grupę nowego, lewicowego młodego elektoratu, lecz przy tym rozbić głosy lewicy na dwie listy. Ostatecznie w Sejmie w ogóle zabrakło tej strony sceny politycznej, co niektórzy, kierując się myśleniem życzeniowym, całkiem serio potraktowali jako koniec tego nurtu w polskiej polityce. 

SLD najpierw wrócił jednak do mediów publicznych, które musiały jakoś załatać parytet obecności polityków opozycyjnych po ogłoszeniu bojkotu przez Platformę, potem zaznaczył swą obecność we wspomnianych już wyborach do PE, wreszcie dokonał zjednoczenia wokół siebie pozostałych grup o podobnym programie, by z niezłym wynikiem z powrotem znaleźć się w Sejmie. Powołanie koalicji z Wiosną i Razem było pierwszym tak ważnym aktem politycznej emancypacji Czarzastego wobec PO.

Lewica jak Konfederacja

 Tu jednak zaczynają się też problemy ostatniego lidera Sojuszu. Paradoksalnie lewica znalazła się w tak samo kłopotliwej sytuacji, jak Konfederacja. Konfederaci pod jednym sztandarem zebrali bowiem kilka grup wyborców, które, co pokazała druga tura wyborów prezydenckich, łączy bardzo niewiele. Z jednej strony – konserwatywni narodowcy, którzy nawet nie zawsze muszą być za wolnym rynkiem, z drugiej wolnorynkowi liberałowie, którzy nie muszą wcale być konserwatystami, ba, nie muszą nawet być przeciwnikami aborcji. Lewicy nie dzielą natomiast co prawda sprawy obyczajowe, ale… tylko one. Mamy tu frakcję, która tylko do nich sprowadza tak naprawdę swą obyczajową identyfikację, nie różniąc się zbytnio od Platformy, jednak nie brak też zwolenników mocno zaangażowanych w sprawy ludzi, bardzo krytycznych wobec Tuska czy Balcerowicza, którzy są gotowi popierać w konkretnych głosowaniach nawet Prawo i Sprawiedliwość, jeśli propozycje rządzących zbieżne są z ich własną agendą. 

To ostatnie stało się przyczyną oskarżeń o faktyczną współpracę z PiS, których apogeum trwa od czasu porozumienia wokół Krajowego Planu Odbudowy. Choć rząd w głosowaniu w Sejmie poparły również kluby PSL i Szymona Hołowni, tylko lewicy Platforma i jej internetowe brygady trolli nie są w stanie tego wybaczyć. Tym samym pogrzebana została na dobre idea Koalicji 276, czyli szerokiego porozumienia sił politycznych, zdolnego nie tylko do wspólnego przejęcia władzy, lecz również do odrzucania prezydenckiego weta w przypadku blokowania ustaw przez Andrzeja Dudę. Lewicę pożegnano zresztą bardzo łatwo, z dnia na dzień przestając uwzględniać ją w tego typu rachubach. 

Nowa lewica Tuska

Lewica zresztą przejęła się tym średnio, ponieważ zawsze były to jednostronne inicjatywy PO, uparcie uważającej się wciąż za naturalnego lidera opozycji nawet w czasach sondażowej zapaści pod rządami Borysa Budki. Zauważmy też, że jedyny wspólny start w szerokiej koalicji dla ludzi Czarzastego okazał się kiepskim interesem. Z pięciu europosłów o lewicowej proweniencji, trójka byłych postkomunistycznych premierów stała się stronnikami Platformy i Donalda Tuska. Według niektórych pogłosek w stronę tę miałby się skłaniać również prof. Bogusław Liberadzki (choć trudno mi wyobrazić sobie dość wyważonego i spokojnego polityka, który w poprzedniej kadencji zablokował dyskusję na temat zagrożeń dla polskiej demokracji, zaplanowaną na 13 grudnia 2016 r. jako lidera stronników nowej Tuskowej lewicy), a Marek Balt, choć politycznie jest po innej stronie, również jest wewnątrzpartyjnym przeciwnikiem szefa partii. To od zawieszenia Balta i kilku osób z jego otoczenia zaczęła się zresztą obecna bijatyka na lewicy. Oskarżany o „propisowskość” Czarzasty zawiesił ludzi Balta z tego samego powodu, dokładnie zaś za karę za wsparcie PiS w głosowaniu na poziomie sejmiku wojewódzkiego na Śląsku. 

Można by z tego wywnioskować, że problemem jest tu właśnie Prawo i Sprawiedliwość, które, zgodnie z regułami bezdusznej polityki, dzieli i rządzi również w obozie przeciwnika. Jednak tak naprawdę chodzi o stosunek Lewicy do Donalda Tuska i jego przywództwa. Bardzo daleki od wspierania PiS dziennikarz Witold Głowacki na Twitterze przedstawił analizę wydarzeń, z której wynika, że przewrót na lewicy dokonać się ma przez planującego swój kolejny powrót Leszka Millera, działającego w porozumieniu z Tuskiem. Celem Millera jest odzyskanie partii, Tuska zaś pozbawienie wyborcy alternatywy i zmuszenie go do głosowania na Platformę. Koncepcje tę potwierdza skład ekipy partyjnych buntowników, który tworzą najbardziej pro-platformerscy i liberalni politycy dawnego SLD, uzupełnieni przez Wincentego Elsnera, wywodzącego się z Ruchu Palikota. Nowa, całkowicie bezwolna lewica jest Tuskowi potrzebna, ponieważ dotychczasowej nie ufa on kompletnie i nie uwzględnia jej w swoich rachubach. Potwierdza to ujawniona przez Onet strategia, według której lider PO sojuszników widzi w Polsce 2050 i PSL, współpraca z Lewicą natomiast wydawać by mu się miała niemożliwa z przyczyn programowych, czyli przywołanej już wyżej sporadycznej zgody z PiS w kwestiach socjalnych. 

Manewr oskrzydlający i koszt samodzielności

Tusk ciepło myśli natomiast o Konfederacji jako sile mogącej okrążyć obóz Jarosława Kaczyńskiego z prawej strony, czym zresztą sam przekreśla się u lewicowców. A przypomnijmy sobie, że już w marcu 2020, gdy Lewica głosowała w Sejmie nie po myśli PO, Sławomir Nitras miał powiedzieć na sali obrad do jej posłów: „Kiedy będziemy rządzili z Konfederacją, to my będziemy rządzili, a Konfederacja zajmie się Wami”, o czym opowiadała Anna Maria Żukowska. I choć Konfederacja jak na razie umizgi Tuska odrzuca, przynajmniej z punktu widzenia prosocjalnej części lewicy, sprawa wydaje się dość poważna. Pamiętajmy przy tym, że z wielu przyczyn, zarówno obyczajowych, jak historycznych, koalicja PiS i Lewicy pozostaje niemożliwa. Być może w jakiejś alternatywnej strategii Tuska funkcjonuje jednak i taki pomysł, mający być w jego zamyśle powtórką z przejęcia władzy po wymuszonym powstaniu koalicji ugrupowań Kaczyńskiego, Leppera i Giertycha.

Lewica okazuje się dla Tuska najtrudniejsza i do połknięcia, i do przełknięcia. Jeśli jednak pozostałe partie opozycyjne nadal będą myślały o swojej samodzielności, prawdopodobnie czekają nas podobne do sobotnich sceny, czy to w PSL, czy nawet u Hołowni. „Efekt Tuska” okazuje się niszczący dla opozycji. 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski