Po 10 kwietnia 2010 r. nic nie zmieniło się w kwestii pamięci o Annie Walentynowicz. Była wprawdzie ładna – trzeba przyznać – wypowiedź Donalda Tuska o Matce Solidarności w dniu, w którym wracała trumna z jej – jak wówczas sądziliśmy – ciałem, witana na lotnisku Okęcie w stolicy. Można rzec, że słowa te były nawet banalne, bo wyrażały oczywistą prawdę, którą wszyscy znaliśmy.
Ale to, co się stało później, było powrotem do wypaczonej normy. Mieliśmy niezgodę władz Gdańska na szybkie odsłonięcie tablicy pamiątkowej przy domu, w którym mieszkała – stało się to dopiero rok po katastrofie. Odnotowano nawet wypowiedzi przedstawicieli miasta, że nie należy się jej pomnik. Ta polityka lekceważenia jest kontynuacją tego, co było przed katastrofą smoleńską. Przypomnę, że przedstawiciele PO wręcz fizycznie zamykali drzwi przed Panią Anią, gdy przyjeżdżała na umówione spotkania. Władze Warszawy odmówiły jej statusu honorowego mieszkańca.
Nie będę zaskoczony kolejnymi odsłonami tego spektaklu nienawiści.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Sławomir Cenckiewicz