Emocje piłkarskie kiedyś znajdowały ujście w stadionowych i ulicznych awanturach, a dziś, jak wiele innych aktywności, w pewnym stopniu przenoszą się do internetu.
Kiedyś młodego polityka LPR, który w koalicyjnych układankach został ministrem, media chciały pognębić, pokazując jego zdjęcie z pociągu z romantycznych, chuligańskich czasów. Dziś nad posłem Protasiewiczem pastwić się można bez szukania po archiwach życzliwych i nieżyczliwych znajomych, wystarczy czytać Twittera. „Za chamstwo mundurowych Flaga Niemiec we Frankfurcie, niech dziewczynka płacze. Za kłamstwo o heilowaniu – niech cierpią... nie zasługują na mistrza Europy, bo nigdy nimi nie byli. Powiem tak, jak kiedyś usłyszałem: RAUS! Flaga Niemiec, Anglio!” – napisał więc poseł z Wrocławia, filar Unii Europejskich Demokratów, frakcji uciekinierów z Platformy, którzy w poprzedniej kadencji zasilili PSL. Normalnie procedura w takich sytuacjach wygląda tak – polityk ulega emocjom i przy okazji trunkom, coś palnie, potem to kasuje, tłumaczy przejęciem konta lub atakiem hakerów. Protasiewicz jednak został przy swoim, krytyce nie uległ, krytyków poblokował, tak więc dał mediom okazję do używania. A że mamy do czynienia z politykiem opozycji, to i sympatycy PiS trochę się nad nim poznęcali. Da się to zrozumieć, ale nie szedłbym daleko w tej krytyce. Sam poseł miał swoje przejścia z Niemcami, podobne do dawniejszych przygód Jana Marii Rokity. Osobistą niechęć wymieszał więc z uzasadnionymi historycznymi zaszłościami, połączył z meczem, być może czymś jeszcze to wszystko popił – no dobrze, ale kto z nas kibicuje Niemcom? Nawet wtedy, gdy akurat męczą polityka Platformy, nie należy robić tego zbyt ostentacyjnie.
Dlatego w tej sprawie (i nie tej jednej, bo nie tak dawno Protasiewicz bardzo mocno krytykował podejście PE do kwestii aborcji, wybaczcie tę nagłą zmianę tonu) będę jednak po stronie wrocławskiego posła.