W środku nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 r.
kremlowskie specsłużby hurtowo zwoziły do kostnicy ochroniarzy z moskiewskich kin i centrów handlowych. Ci przypadkowo ściągnięci ludzie stawali się świadkami oględzin ciał ofiar katastrofy smoleńskiej - ujawnił „Nasz Dziennik”. To kolejny szokujący fakt, który obala zapewnienia polskiego rządu, że Rosjanie prawidłowo wypełniali procedury obowiązujące przy katastrofie. Tak jak obalone zostały zapewnienia, że pancerna brzoza była dokładnie pomierzona - według MAK-u (i małpującej go komisji Millera) została obcięta na wysokości 510 cm, a według ostatnich doniesień prokuratury na wysokości 666 cm. No, ale co tam różnica 1,5 m w pomiarach, skoro premier Tusk wytłumaczył narodowi, że „różni ludzie różnie mierzą”, ale „z tego, co mu wiadomo, mierzą tę samą brzozę”. A w ogóle, to czego się czepiać, skoro „na końcu te komunikaty komisji i prokuratury zbliżyły się do siebie, do tych 510 cm. W zależności od tego, jak kto mierzy, czy od podstawy złamania, czy od korzenia, czy od mchu etc., zależą te wyniki”.
A więc znowu sukces! Komunikaty komisji zbliżyły się na 1,5 m! Różni je tylko wysokość mchu. Tego z „Bajek z mchu i paproci”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas