Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

O grzebaniu w życiorysach

Do dziś komunistyczni prześladowcy mają w publicznej debacie decydujący głos. Ich dzieci są obecne na wysokich stanowiskach w polityce, gospodarce, mediach. I reagują histerycznie na wszelkie próby podważenia ich pozycji czy lustracji ich środowiska.

Do dziś komunistyczni prześladowcy mają w publicznej debacie decydujący głos. Ich dzieci są obecne na wysokich stanowiskach w polityce, gospodarce, mediach. I reagują histerycznie na wszelkie próby podważenia ich pozycji czy lustracji ich środowiska.

We wstępie do książki „Bestie" napisałem: „Nie jestem ani sędzią, ani prokuratorem, ani śledczym. Moim celem nie było poznanie motywów działania stalinowskich bestii, ich rozterek, co w Polsce cały czas jest mile widziane. Nie wieszanie komunistów i ich popleczników, ale historyczna prawda. Oczywiście, bestie powinny ponieść zasłużoną karę. W większości przypadków nie będzie to już jednak możliwe. Mordercy zmarli, kilku nawet w ostatnich miesiącach. Zmarli, nie będąc na ogół »nękani« przez wymiar sprawiedliwości III RP. Ale niektórzy żyją nadal, żyją obok nas. I mają kilkakrotnie wyższe emerytury od zwykłych śmiertelników. Moim celem było dotarcie do tych spraw, odnalezienie świadków zbrodni. Bo to im powinno się oddać głos, a nie ich prześladowcom".

Niestety, do dziś prześladowcy mają w publicznej debacie głos decydujący. Komunistyczni oprawcy i ich dzieci, które w III RP nadal wpływają na rzeczywistość. Są obecne na wysokich stanowiskach w polityce, gospodarce, mediach. I reagują histerycznie na wszelkie próby podważenia ich pozycji czy jakiekolwiek próby lustracji ich środowiska. Pokazuje to obecna dyskusja wokół „grzebania w życiorysach".

Realia PRL-bis

W marcu 2012 r. „Gazeta Wyborcza" napisała: „Jazda po życiorysach się rozkręca. Tadeusz M. Płużański, autor książki »Bestie. Nieukarani mordercy Polaków«, mówi »Rzeczpospolitej«: »Wymiar sprawiedliwości III RP nie został zweryfikowany. Jeśli dalej pracują w sądach dzieci, kuzyni i koledzy stalinowskich prokuratorów, to o żadnym rozliczeniu nie może być mowy«". Czy powiedziałem nieprawdę? Czy rzeczywiście jest to „grzebanie" albo „jazda po życiorysach"? A może informowanie opinii publicznej o osobach, które sprawują funkcje publiczne – sędziach czy politykach – to prawo, a nawet więcej – obowiązek dziennikarza, historyka? Ludzie powinni przecież wiedzieć, kto nimi rządzi, kto zasiada w parlamencie, kto pracuje w sądach i wydaje wyroki w imieniu Rzeczypospolitej – w imieniu nas wszystkich. Nie ma w tym niczego nagannego, to nie jest żadna „dzika lustracja", „esbeckie szambo". W normalnym państwie to normalna rzecz. Ale III RP takim państwem nie jest. Po raz kolejny okazuje się, że bardziej jest PRL-bis.

Od ludzi władzy – wara!

Po raz kolejny okazuje się również, że „grzebanie w życiorysach", czy szerzej – „grzebanie w przeszłości", samo w sobie nie jest naganne. Można pisać, że celem AK-owców podczas Powstania Warszawskiego było mordowanie Żydów (Adam Michnik, Michał Cichy), że żołnierze niezłomni, którzy do dziś pozostają wyklęci, to bandyci (Seweryn Blumsztajn; czy to przypadkiem nie kalka sowieckiej propagandy?). Podobne bezkarne komentarze dotyczą „polskich obozów koncentracyjnych" – w czasie wojny i po „wyzwoleniu" (np. katownie NKWD dla polskich patriotów czy ubecki obóz w Świętochłowicach-Zgodzie, zarządzany przez komunistycznego zbrodniarza Salomona Morela). Akcja „Wisła" też ma być polska, a nie stalinowska. Można publikować haniebne teksty o Rajmundzie Kaczyńskim. Można grzebać w życiorysie Jadwigi Kaczyńskiej, aby udowadniać, jak zgubny i autorytarny miała wpływ na synów, szczególnie Jarosława (bo ten jest nadal realnym zagrożeniem; brata Lecha ośmieszali, kierowali na badania psychiatryczne i uśmiercali jeszcze za życia).

Grzebać zatem można, ale tylko w jedną stronę. W życiorysach przeciwników politycznych – jak najbardziej. Od życiorysów ludzi władzy – wara! O rodzinie Kaczyńskich można pisać do woli. O rodzinach Michników, Blumsztajnów, Gebertów czy Tuleyów i Grodzkich – nie wolno. No, chyba że w samych superlatywach.

Potomkowie kolaborantów

Tu dochodzimy do sedna sprawy – rodowodów dzisiejszych „elit". A te często wywodzą się w prostej linii z „elit" sowieckich, które przyjechały do Polski na „wyzwolicielskich" czołgach. To także potomkowie miejscowych kolaborantów. I oczywiście jest tak, że rodziców czy dziadków sobie nie wybieramy, nie odpowiadamy za ich sukcesy czy winy. Nie wierzę jednak, że rodzinny dom nie ma żadnego wpływu na dzieci. Że wychowanie nie pozostawia żadnego śladu. W postaci zbioru wartości, postaw, wyborów życiowych, światopoglądu. I można podejrzewać, że taki sędzia Igor Tuleya – przez życiorysy rodziców – może mieć pozytywny stosunek do służb PRL-u, pracy i tajnej współpracy z nimi. Dla niego nie musi to być naganne. Czy jest zatem w stanie obiektywnie orzekać w sprawach lustracyjnych? Czy nie powinien z nich sam się wyłączyć? Przecież sędzia III RP powinien uznawać komunistyczny system represji, ludzi w nim działających za zło. Sądownictwo wolnej Polski powinno oceniać krytycznie służby swojego totalitarnego poprzednika. Podobnie jest z mediami. Jeśli dziennikarz ma rodzinne związki z komunistycznym aparatem, a dziś wypowiada się publicznie na ten temat, to możemy się spodziewać, że będzie to obraz wybielający PRL, relatywizujący winy konkretnych osób. Nie jest obiektywny, tylko tendencyjny.

„Naturalne" kariery

Rozmawiałem z dziećmi stalinowców – ubeków, sędziów, prokuratorów. I mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że oni uważają, iż ich przodkowie niczego złego nie zrobili. Działali przecież w strukturach legalnego państwa, utrwalali socjalistyczny porządek, a potem stali na jego straży, a z przeciwnikami tego nowego ładu trzeba było walczyć, a nawet ich eliminować. Oni nie wiedzą, co to skrucha, przeprosiny za grzechy ojców.

Ujawnianie rzeczy niewygodnych czy wstydliwych z własnego życiorysu czy życiorysów przodków jest sprawą trudną i nie każdego na to stać. Jeśli jednak osoby z taką ukrywaną skazą nie opowiedzą o tym, nie wyznają win, nie powinny zabierać głosu w sprawach „przeszłościowych". Dotyczy to zarówno dziennikarzy, jak i sędziów czy polityków. Postępując inaczej, narażają się na to, że ktoś w końcu „pogrzebie" również w ich życiorysach.

Nie ulega również wątpliwości, że funkcjonowanie rodziców na szczytach PRL-owskiej władzy ułatwiało potem start w życie ich dzieciom. Co więcej, wydaje się, że zatrudnianie ich w kluczowych dla utrzymania faktycznej władzy i wpływów nomenklatury PRL-u miejscach było jednym z ważnych elementów budowania nowego systemu. Dziś te dzieci też „naturalnie" pełnią ważne funkcje, decydują, żyją na wysokim poziomie, kształtują świadomość innych. A dzisiejszy świat stwarza im dodatkowo nowe możliwości.

Autor jest publicystą, szefem działu opinie „Super Expressu", autorem książek o zbrodniach stalinowskich: „Bestie", „Bestie 2" i „Oprawcy. Zbrodnie bez kary".

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tadeusz Płużański