Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

W obronie wolności słowa

Prawdopodobnie jeszcze w lutym sejmowa komisja kultury i środków przekazu odbędzie posiedzenie poświęcone sprawie nękania polskich dziennikarzy przez wydawnictwo Axel Springer.

Od pewnego czasu to zarządzane z Niemiec wydawnictwo pozywa polskich dziennikarzy – między innymi Samuela Pereirę, Cezarego Gmyza, Wojciecha Biedronia, Witolda Gadowskiego, żądając publikowania przeprosin i płacenia wysokiego zadośćuczynienia. Seria procesów, jaką wytacza Axel Springer dziennikarzom, nie pozostawia większych wątpliwości, że działania te mają na celu zdławienie możliwości krytykowania niemieckiego wydawnictwa i ograniczania wolności słowa. Procesy, w których Axel Springer żąda odszkodowań w wysokości 100 czy 500 tys. zł od dziennikarzy – bo takich pieniędzy domaga się od Samuela Pereiry czy Cezarego Gmyza – mają oczywiście wywołać efekt strachu. Chodzi o to, by żaden z nich ani żaden inny dziennikarz czy tytuł prasowy nie ośmielił się stawiać tezy, że Axel Springer reprezentuje niemieckie interesy. Wydawnictwo w pozwach ściga za twierdzenie, że linia programowa jego gazet kształtowana jest pod dyktando Niemiec, a dziennik „Fakt” jest niemieckim tabloidem. Obrońcy RASP zawsze dowodzą, że wydawnictwo jest apolityczne i niemiecko-szwajcarsko-amerykańskie, ale to dość zabawne wysiłki, gdy zważy się, z jaką pompą otwierana była jesienią 2020 roku w Berlinie nowa siedziba koncernu z udziałem nie tylko niemieckich udziałowców, ale i wielu niemieckich polityków wraz z prezydentem Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem na czele. Można zrozumieć, że zarządzającemu polską filią wydawnictwa Markowi Dekanowi nie spodobało się, gdy pozywani dziennikarze, po jednym z jego listów z politycznymi instrukcjami do pracowników Axla, który ujrzał światło dzienne, nazywali go na przykład niemieckim nadzorcą, ale warto, by uświadomił sobie, że na tym właśnie – na ocenie i wyrażaniu opinii – polega wolność słowa w demokratycznym kraju. Opinia, że zarządzana przez niego część wydawnictwa Axel Springer działająca nad Wisłą realizuje niemiecką linię w podległych mu redakcjach jest uprawniona – wynika nie tylko z samej zasady wolności wyrażania poglądów, ale także z tego, że powodów dla takich twierdzeń każdego dnia dostarcza onet.pl, „Newsweek” czy „Fakt”. Przykład pierwszy z brzegu: kilka dni temu media obiegła informacja, że Sąd Najwyższy zajmie się kasacjami od wyroku, w którym gdański sąd nakazał Natalii Nitek-Płażyńskiej, by przeprosiła byłego niemieckiego pracodawcę Hansa G. za nagranie go, gdy ten ubliżał Polakom. Nitek-Płażyńska przepraszać nie zamierza. Jak to było zatytułowane w portalu onet.pl? „Żona posła PiS nagrywała swojego szefa. Sprawą zajmie się Sąd Najwyższy”.

Komuś, kto nie znał sprawy wcześniej, takim tytułem w oczywisty sposób sugeruje się, że jest jakaś afera z żoną posła PiS, a jej „szef” jest Bogu ducha winny. To drobiazg na tle tego, co portal ten robił w innych sprawach – w czasie kampanii prezydenckiej czy przy okazji rocznicy wybuchu II wojny światowej – niemniej drobiazg znaczący, bo mówiący o zasadach pracy redakcyjnej. Tytuł, który miałby inną, prawdziwą wymowę – np. „Niemiecki przedsiębiorca szkalował Polaków, teraz żąda przeprosin za to, że go nagrano” – jest w wydawnictwie pilnującym niemieckich interesów nie do wyobrażenia. Nie będę w tym miejscu pisać o własnych przygodach z tym wydawnictwem, nie warto, przypomnę tylko jeden drobiazg. Gdy zaproponowałam, by Niemcy, jeśli chcą pomóc Polsce w walce z pandemią, udzielili polskim lekarzom pracującym za Odrą, którzy chcieliby zaangażować się we wsparcie szpitali w Polsce, płatnych urlopów, niemiecki tabloid „Fakt” zmanipulował to, co powiedziałam, głosząc, że rzekomo chcę nakazać lekarzom powrót do Polski.

Gazeta ta, kłamiąc w ten sposób, występowała – tak, mam prawo do takiej opinii – w interesie niemieckiego rynku zdrowia: gdyby umożliwić polskim lekarzom w Niemczech zaangażowanie się w pomoc w Polsce, niemieckie szpitale mogłyby stracić wiele rąk do pracy. Powtórzę – każdy tydzień przynosi kolejne przykłady, które sprawiają, że mogą pojawiać się takie opinie o charakterze działania wydawnictwa Axel Springer, jak te wyrażane przez polskich dziennikarzy w tekstach czy w mediach społecznościowych, nawet w niezwykle ostrej i krytycznej formie. Zastraszanie ich pozwami tego nie zablokuje. Dobrze, że kolejne procesy objęło monitoringiem Centrum Monitoringu Wolności Prasy i że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich wspiera pozwanych. To jednak nie wystarczy. Poczynania sądowe Axel Springer zagrażają konstytucyjnym gwarancjom wolności debaty, stanowią próbę ingerencji w nasze wewnętrze sprawy. I instytucje polskiego państwa powinny, muszą, na te poczynania zareagować.

 



Źródło: Gazeta Polska

Joanna Lichocka