W Polsce wchodzi w życie kolejna reforma egzaminu na prawo jazdy. Po co? Żeby ktoś mógł zarobić na tym niepotrzebnym cyrku. Każda nowa forma egzaminu wymaga zakupu nowych urządzeń, szkoleń, kampanii informacyjnych itd. Tor przeszkód przed kandydatami na kierowców stale się wydłuża, tak jakby kierowanie autem co pięć lat stawało się trudniejsze.
Egzamin na prawo jazdy, który zdawałem kiedyś w USA, składał się z testu i jazdy. Test zawierał 30 pytań, a trzeba było odpowiedzieć tylko na 20. Był tak łatwy, że jak mówił pewien mój student, „zdałyby go nawet grzyby". Jazda sprawdzała tylko jedną umiejętność: zatrzymania się przed znakiem „stop". Żadnego placu manewrowego itp.
Różnica między egzaminami tłumaczy, dlaczego USA to potężne państwo, a Polska nie.
W USA ludzi dorosłych traktuje się jak dorosłych, nie komplikuje się prostych spraw, a energię społeczną kieruje ku wielkim celom. W Polsce ludzie dają się traktować jak dzieci, a z braku wielkich celów energię społeczną marnuje się, komplikując w nieskończoność sprawy proste. W USA pieniądze wydaje się na drogi, toteż jeździ się tam bezpiecznie. U nas drogi są złe, toteż stale reformuje się egzaminy.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Andrzej Waśko