Komisja do spraw nazewnictwa ulic przy Radzie Warszawy rozpoczęła pracę nad dekomunizacją nazw w stolicy. Ulice, skwery, ronda, aleje o nazwach rodem z PRL-u wciąż istnieją. Placu Jedności Robotniczej na szczęście nie ma, ale za to jeden z głównych placów Warszawy jest ku czci stalinowskiej konstytucji. Pałac Kultury jest w praktyce nadal imienia Stalina –
napis „imienia Józefa Stalina” wisi w najlepsze, przykryty tylko metalową płytą. Obecne władze miasta stwierdziły, że zbyt cenny jest kamień, w którym go wyryto, by napis skuwać. PO przyzwyczaja nas, że w istocie reprezentuje interesy postkomunistycznych elit i że dotyczy to też symboli. Jej radni mówią, że nie można zmieniać nazw ulic bez zgody mieszkających przy nich ludzi. A ci – jak twierdzą, nie są zainteresowani wymianą dokumentów na te z nowym adresem. Jest im obojętne, czy mieszkają np. przy ulicy Teodora Duracza, komunistycznego radzieckiego szpiega z PPR-u, czy Kubusia Puchatka. Być może tak jest w istocie –
trzeba by to dopisać do „sukcesów” edukacyjnych III RP. Jednak to radni są po to, by wyważyć racje i… usuwać symbole zbrodniczego systemu. Chyba że ich samych nazwy te nie kłują. A w razie czego blachę z Pałacu Kultury można zdjąć.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Joanna Lichocka