Przez lata był porządek. Już w czasie pierwszej kadencji rządów PO zaczęły się włamania do samochodów. Pijani coraz częściej urządzali wieczorne harce, czego dowodem były porozbijane butelki zalegające na ulicach. W odpowiedzi na wzmagającą się aktywność złodziejaszków i awanturników władza zlikwidowała pobliski komisariat. Coraz częściej dochodziło więc do poważniejszych przestępstw: spalenie komuś niepokornemu samochodu, włamania do domów. Złodzieje czują się bezkarni, włamują się nawet w czasie obecności właścicieli. Przecież nawet jak ktoś zaalarmuje policję, to radiowóz przyjedzie dopiero po godzinie, bo bierze udział w akcji łatania dziury budżetowej – czyli wyłapywania kierowców, którzy o parę kilometrów na godzinę przekroczyli dozwoloną prędkość albo sięgnęli po telefon komórkowy.
Po prostu Donald Tusk ze swoją ekipą wyznaczył policji ważniejsze zadania niż ściganie drobnych kryminalistów – te fotoradary w nieoznakowanych wozach, ta ochrona Hanny Gronkiewicz-Waltz przed oszukanymi kupcami, którzy ośmielili się okupować jej gabinet...
Tak, przy całkowitej bierności PO i PSL cichcem, ale gwałtownie wzrasta drobna przestępczość. I rozwija się jak w inkubatorze.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas