Najbardziej radykalne odmiany islamu – wahabicka i salaficka – przewidują osiągnięcie masy krytycznej muzułmanów w Europie w ramach polityki pokojowego podboju – hidżry. Wówczas, „gdy nadejdzie ten dzień”, islamiści na Starym Kontynencie chwycą za broń i w swojej przeważającej masie dokończą islamską rewolucję.
Z tą antycypacją wydarzeń spotkałem się już wiele lat temu, gdy w kilku miejscach Europy, gdzie społeczności muzułmańskie zaczynają dominować, kilku moich europejskich znajomych zapewniono, że w dzień sądu na ziemi ich islamscy sąsiedzi będą ich mordować w sposób szybki, humanitarny, tak aby zmniejszyć ból i cierpienie. Będzie to odpłata za przyjaźń i dobre stosunki. Patrząc na to, co dzieje się obecnie w Europie, można mieć wrażenie, że „ten dzień” jest coraz bliżej.
Ostatni z zamachów, w którym młody Tunezyjczyk obciął głowę matce trojga dzieci w kościele w Nicei, ponownie uświadomił zadowolonym mieszkańcom Unii Europejskiej, że na Stary Kontynent przedostają się nie matki z dziećmi uciekające przed wojną, lecz zwykli terroryści.
Mniej więcej tydzień wcześniej media społecznościowe obiegły niepokojące materiały. Włoskie Radio Savana wrzuciło kilka filmików z łodzi, które każdego dnia płyną z tunezyjskich Wysp Karkanna na włoską Lampedusę. Kto przypływa do Europy? Sami młodzi mężczyźni. Wyglądają jak armia. Wygrażają nożami. Krzyczą „Allahu Akbar”! Do morza wrzucają zaś karty kredytowe i paszporty, aby utrudnić identyfikację.
W latach 90. odwiedziłem Wyspy Karkanna, na których rozpościerały się przepiękne wioski rybackie, i byłem pod wielkim wrażeniem nieskazitelności przyrody, odludzia, spokoju. To był wakacyjny raj. Wszystko jednak zaczęło się zmieniać po roku 2011. Coraz bardziej napięta sytuacja w kraju, potem arabska wiosna, terroryzm, kryzys gospodarczy, sprawiły, że wyspy te stały się centrum przerzutowym dla młodych mężczyzn, którzy nie mogli się odnaleźć w nowej rzeczywistości i chcieli się dostać do Europy.
Archipelag wysp Karkanna liczy zaledwie 15 tys. mieszkańców i leży zaledwie 30 km od Safakis w Zatoce Kabijskiej. Oznacza to, że w linii prostej do najbliższego terytorium europejskiego, czyli włoskiej Lampedusy, to zaledwie 150 km. To tłumaczy, dlaczego trasa Wyspy Karkanna–Lampedusa jest obecnie najpopularniejszym szlakiem przerzutu imigrantów do Europy. Tą drogą zostało nielegalne grupy przestępcze trudniące się zorganizowanym handlem ludźmi przewiozły już kilkadziesiąt tysięcy osób. Setki z nich przypłaciły to życiem.
Teraz handlarze ludźmi zmienili taktykę. Łodzie są mniejsze, bo na większych częściej dochodziło do wypadków. Takich niewielkich jednostek na Lampedusę przybywa obecnie kilka dziennie. Tunezyjska straż przybrzeżna łapie co dzień kilkudziesięciu desperatów, którzy chcą uciec do Europy. Przeważnie są to młodzi ludzie w wieku 20–29 lat. Co chwila odnajdywane są wraki statków z topielcami, więc okazuje się, że czasem aresztowanie może uratować życie. Jednak chętnych nie brakuje.
Na początku października Norwegia doznała szoku po znalezieniu ciała antyislamskiego aktywisty Dana Eivinda Lida z organizacji Stop Islamizacji Norwegii (Stop the Islamization of Norway – SIAN). Wszczęto dochodzenie w sprawie morderstwa, a do śledztwa wezwano krajową jednostkę ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej i innych poważnych przestępstw Kripos. Nad rozwiązaniem sprawy pracuje także norweska policja bezpieczeństwa (PST).
Dan Eivind Lid oprócz tego, że był aktywistą w SIAN, pracował w norweskiej marynarce handlowej i sektorze obronności. Prowadził także firmę stolarską, dopóki groźna kontuzja nie spowodowała, że stał się niepełnosprawny. Bronił wolności słowa, uważając, że jest ona w Norwegii zagrożona. Lid powiedział także w jednym z wywiadów, że działalność przeciw islamizacji kraju stała się ryzykowna. – Aktywiści tracą pracę, rodziny mogą się od nich odwrócić, ale chodzi także o przemoc i wandalizm ze strony radykalnej lewicy” – powiedział. Nie wiadomo, kto stoi za jego morderstwem, ale wszystko wskazuje na islamistów.
„Katar i Turcja finansują sieci Bractwa Muzułmańskiego w całej Europie” – czytamy na blogu Jihadwatch.org. „The Islamic Movement in Britain” – nosi z kolei tytuł raportu Międzynarodowego Centrum Badań nad Radykalizacją w King’s College w Londynie, który dowodzi właśnie tego, że Katar oraz Turcja finansują i wspierają połączoną sieć organizacji Bractwa Muzułmańskiego w całej Europie.
W raporcie wykazano wiele powiązań między różnymi organizacjami. „Na przykład istnieje sieć grup, z których większość ma swoje korzenie w Bractwie Muzułmańskim i które zajmują się Palestyną. Grupa ta obejmuje Brytyjskie Stowarzyszenie Muzułmańskie, Brytyjską Inicjatywę Muzułmańską, Muzułmański Dom Pomocy Społecznej, Europejski Instytut Nauk Humanistycznych, Fundację Kordoby, Palestyńskie Centrum Powrotów oraz Palestyński Fundusz Pomocy i Rozwoju (Interpal)”. Inna grupa obejmuje muzułmańskie organizacje charytatywne, takie jak Muslim Aid, Muslim Hands, Human Appeal, Education Aid for Palestinians i Islamic Relief.
W dokumencie opisano także liczne powiązania finansowe między Bractwem Muzułmańskim a innymi organizacjami i sponsorami z wymienionych krajów. Przykładowo w zeszłym roku wyszło na jaw, że „szef katarskiej organizacji charytatywnej, która założyła stronę internetową wzywającą muzułmanów, by nienawidzili Żydów i chrześcijan, otrzymał ponad 28,2 mln funtów darowizn na konto funduszu dobroczynnego”. „Za pośrednictwem organizacji Qatar Charity Doha wydała ogromne sumy pieniędzy na projekty związane z European Brotherhood” – czytamy w raporcie.
Brytyjczycy obserwują stałą ekspansję tureckiej obecności w sieci. „Przegląd tych projektów pozwala zobaczyć nie tylko to, w jakim stopniu Katar finansuje islam w Wielkiej Brytanii i reszcie Europy, ale także uświadomić sobie, w jaki sposób organizacje brytyjskie, europejskie i katarskie są powiązane poprzez współpracę, ich różnorodne role oraz kluczowy personel. Innym ważnym graczem na światowej scenie Ruchu Islamskiego, sojusznika Kataru, jest Turcja” – uważają autorzy raportu.
O tym, że „ten dzień” jest blisko, świadczy też historia z września tego roku, która wydarzyła się we Włoszech. 51-letni ks. Roberto Malgesini z Como, który pomagał bezdomnym imigrantom, został zasztyletowany przez imigranta z Tunezji.
W feralnym dniu wcześnie rano do księdza podszedł bezdomny tunezyjskiego pochodzenia i kilkukrotnie uderzył go nożem, pozostawiając martwego na ziemi na Piazza San Rocco, niedaleko parafii. Mężczyzna był znany proboszczowi i lokalnej policji. Od wielu lat był objęty nakazem deportacji.
System nie zadziałał? A może dzień sądu jest już bliski?
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)