Na początku 2010 r. rosyjska telewizja Wriemia pokazała film dokumentalny poświęcony Wojciechowi Jaruzelskiemu. To świadectwo skrajnego, mentalnego i politycznego podporządkowania tego człowieka sowieckiej władzy, świadectwo jego zakłamania i paskudny paszkwil na Solidarność.
Film powstał latem 2009 r., wyemitowano go kilka miesięcy później w ramach serii „Legendy czasu”. Niedawno znalazł się w całości w internecie, opatrzony polskimi napisami (http://vod.gazetapolska.pl/3002-wojciech-jaruzelski-film-dokumentalny-telewizji-rosyjskiej).
Człowiek szlachetny i oddany
Film ten pokazuje Jaruzelskiego jako sowieckiego namiestnika w Polsce, ściśle wypełniającego rozkazy płynące z Moskwy. Istną perełką, wiele mówiącą o tamtych czasach, są archiwalia: nagrania z sowieckiej telewizji przedstawiają nam Jaruzelskiego jako człowieka oddanego sprawie „internacjonalizmu leninowskiej partii”, a także ukazują radziecką „gotowość okazania pomocy w trudnej chwili przyjaciołom, sąsiadom i sprzymierzeńcom”. Generał pokazany jest jako szlachetny, pełen rozterek człowiek o wrażliwym sumieniu, żołnierz, który zrobił znakomitą karierę („od sołdata do gienierała”).
Autorzy filmu z bólem pokazują nam, że taka persona niszczona jest dziś „jak mafioso” przez niektórych małodusznych polskich polityków. Jak zaznaczają twórcy dokumentu – sam Jaruzelski przyjaźni się dziś z byłymi opozycjonistami, którzy wielkodusznie mu wybaczyli i zrozumieli „konieczności”, które nim kierowały przy podejmowaniu decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego. Tymi opozycjonistami, jak łatwo się domyślić, są Adam Michnik i Lech Wałęsa.
Co godne odnotowania, rosyjskim widzom filmu o życiu generała Jaruzelskiego, sowieckiego agenta i namiestnika w zwasalizowanej Polsce, opowiadają w tym dokumencie dwaj prominentni przedstawiciele sowieckiej/rosyjskiej nomenklatury, dyplomatycznej i wojskowej. Pierwszy z nich to Fryderyk Logionow, który – jak enigmatycznie podają napisy – „od 1968 do 1993 roku pełnił liczne funkcje w ambasadzie Związku Radzieckiego, a później Federacji Rosyjskiej w Polsce”. Ten raczy nas przede wszystkim sentymentalnymi, „duszoszczypatielnymi” opowiastkami z życia Jaruzelskiego. Drugi to generał pułkownik Leonid Iwaszow, od 1976 r. starszy adiutant ministra obrony ZSRS, w latach 1980–1987 dowodził kancelarią ministerstwa obrony Sowietów. Dziś jest prezesem Akademii Problemów Geopolitycznych. Sowiecki wojskowy prezentuje Jaruzelskiego jako odpowiedzialnego dowódcę i przywódcę „zaprzyjaźnionej” ze Związkiem Sowieckim Polski Ludowej.
Uwiarygodnienie sowieckiej propagandy
To co zaskakuje w tym filmie, to nie tyle hagiografia Jaruzelskiego, nie ma w tym przecież nic dziwnego, że dla Rosjan jest to „swój człowiek”, o którym trzeba mówić jak najlepiej. Wstrząsające jest jednak to, że przez udział w tym filmie Jaruzelski wprost sygnuje sowiecką/rosyjską wersję polskiej historii i zgadza się na nią. Przyjmuje ją jako swoją, własnym nazwiskiem uwiarygodnia w oczach rosyjskiej opinii publicznej. To niewyobrażalny skandal i nielojalność wobec polskiego społeczeństwa i państwa.
Znamiennym przykładem sposobu, w jaki sygnowany przez Jaruzelskiego dokument filmowy zakłamuje naszą historię, jest fakt wykorzystania w nim fragmentów sowieckiej propagandy telewizyjnej, z grudnia 1981 r., skierowanej przeciw Solidarności. Sami autorzy dokumentu używają tych materiałów z całą perfidią, stwierdzając, że Solidarność ostatecznie zwyciężyła ale – uwaga! – „nie powinno to przesłaniać pamięci o cenie tego zwycięstwa i metodach walki”. Następnie otrzymujemy komentarz sowieckiego dziennikarza, też z roku 1981, który brzmi: „W Gdańsku został zatwierdzony radomski plan przejęcia władzy. Strajk generalny miał przebiec równocześnie z operacjami bojówkarzy w Warszawie i innych miastach wojewódzkich. Wystarczyło w każdym mieście sprowokować rozlew krwi i jeszcze tej samej nocy podjąć próbę przejęcia władzy”. Jednak – daje widzom do zrozumienia sowiecki propagandysta – przed złowrogą i nieodpowiedzialną Solidarnością uratował Polskę 13 grudnia 1981 r. Jaruzelski. Sam generał wprost stwierdza w filmie, że „Polacy powinni się uderzyć we własne piersi”, bo dążyli oni w roku 1981 do wybuchu wojny domowej. Tym właśnie tłumaczy generał konieczność wprowadzenia stanu wojennego. Mówi także, że również w 1939 r. „Polacy nie byli bez winy” (chodzi o zajęcie Zaolzia). A jakie poza tym widzi różnice między PRL-em a III RP? Jak mówi: „wtedy mięso było tanie i każdy mógł kupić, a dziś jest drogie i nie każdy może”.
Niemniej zawstydzający jest sposób, w jaki Wojciech Jaruzelski przedstawia swój udział w interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Bagatelizuje własną odpowiedzialność, a cały przekaz filmowy wręcz ośmiesza dążenia wolnościowe Czechów i ich bunt w 1968 r. Zresztą Jaruzelski, chcąc nie chcąc pokazuje, że jako wojskowy zawsze realizował interesy Układu Warszawskiego (czytaj: sowieckie), nie zaś Polski.
Żywa skamielina
Dzisiejszą postawę generała i jego potrzebę występowania w produkcjach tego typu, jak omawiany tu film, ciężko tłumaczyć inaczej niż ogromnym zaślepieniem, niereformowalnością tego człowieka. Generała ukształtowały sowieckie wzorce, radziecki punkt widzenia na Polskę, jej historię i jak widać nadal on tę wizję ochoczo lansuje.
Ponurym chichotem historii jest sytuacja, w której okazuje się, że Rosjanie w odniesieniu do naszego kraju wciąż posługują się sowieckimi kalkami. Jednak
sam fakt, że generał Jaruzelski zgodził się na udział w tak stronniczej, zakłamanej produkcji, realizującej rosyjskie interesy i forsującej tamtejszy punkt widzenia na Polskę – jest skandalem, na który trzeba zareagować. Ten człowiek nie ma żadnego mandatu, by reprezentować w świecie niepodległą Rzeczpospolitą. Był, jest i będzie żywą skamieliną z czasów PRL-u. Jest żywym zaprzeczeniem polskiej racji stanu.
Autor jest redaktorem „Nowego Obywatela”, publicystą Deon.pl, członkiem zespołu „Pressji”
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krzysztof Wołodźko