Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Senat bierze zakładników

Wygląda na to, że razem z całą prawie klasą polityczną zostaliśmy wzięci na zakładników. Co gorsza, trudno jest komukolwiek spełnić żądania szantażystów, którzy tak naprawdę nie wiedzą, czego chcą, sami będąc ofiarami własnych ambicji i konfliktów wewnątrz grupy. Bo kto dziś potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy Tomasz Grodzki gra wspólnie z Rafałem Trzaskowskim, czy przeciw niemu?

Przypomnijmy sobie sekwencje wydarzeń. Po komunikacie PKW, wydanym wkrótce po wyborach prezydenckich, które nie doszły do skutku, klasa polityczna jako całość dostała szansę na przyzwoite rozwiązanie kwestii wyborów. Był czas i były możliwości, by wspólnym wysiłkiem stworzyć dopasowane do sytuacji prawo, przegłosować je w obu izbach parlamentu, następnie przygotować wybory, niebudzące już żadnych wątpliwości. Początkowo można było mieć nadzieję, że to się uda. W rozmowach, nazwanych „rozmowami okrągłego stołu”, wzięły udział wszystkie siły polityczne. Z komunikatów płynął do nas optymizm, politycy chwalili się nawzajem, doceniając jako coś wyjątkowego chwilowy powrót do normalności. Fakt, że w sytuacji tego wymagającej już całkowicie bezwarunkowo wszyscy zaczęli rozmawiać ze wszystkimi. Najwyraźniej jednak każdy okrągły stół musi okazać się u nas oszustwem i rozczarowaniem.

Kunktatorstwo i łamańce konstytucyjne Grodzkiego

Chociaż Tomasz Grodzki deklarował w pierwszych rozmowach, że tym razem izba wyższa parlamentu nie będzie robić problemu i nowa ustawa procedowana będzie sprawnie i bez niepotrzebnych opóźnień, kiedy tylko nowe przepisy trafiły do Senatu, całkowicie zmienił front. Najpierw pojawiła się wątpliwość wokół kwestii zbierania podpisów. Jak wszyscy wiemy, podpisy zebrane na 10 maja zachowują swą ważność. To ulga dla kandydatów, którzy automatycznie przeszli do nowego rozdania, szansa dla tych, którym zabrakło niewielkiej liczby podpisów (a pamiętajmy, że ostatnie dni, gdy możliwa była zbiórka, przypadły na początek pandemii i czas największej społecznej paniki), wreszcie potężny kłopot dla jednej tylko osoby – Rafała Trzaskowskiego. Zgłaszane przez Grodzkiego wątpliwości, które zresztą do teraz przewijają się również w wypowiedziach innych polityków Platformy, najmocniej uderzają i tak w już osłabionych po podmiance kandydatów mniejszych partii opozycyjnych. Gdyby udało się przeforsować karkołomny i antydemokratyczny pomysł przymusu ponownej zbiórki podpisów, zwłaszcza przy mocno ograniczonym senackim sabotażem czasie, najmniej odczułby to zapewne Andrzej Duda, lecz dla wszystkich innych, których wypełnione danymi sympatyków listy zmieniłyby się w makulaturę, byłby to wielki problem. Chyba że ktoś po cichu podpisy sobie tymczasem zbiera, licząc na to, że PKW nie zmieni w ostatniej chwili wzoru stosownych kart, co w świetle ostatnich informacji wydaje się zresztą całkowicie uzasadnionym postulatem.

Szybko okazało się jednak, że podpisy to drobiazg w porównaniu z tym, co zaczęło chodzić po głowie części polityków opozycji. Oto bowiem dwoje zastępców marszałka zgłosiło, ewidentnie z jego inspiracji, poprawkę przenoszącą wybory na czas po zakończeniu kadencji Andrzeja Dudy, co skutkowałoby wakatem na urzędzie prezydenta RP. Co, jak mówi Tomasz Grodzki, nie zachwiałoby powagą państwa, ponieważ to właśnie on widziałby siebie jako pełniącego obowiązki. Działoby się to wbrew konstytucji, lecz za to zgodnie z jej polityczną interpretacją dokonaną przez kilku jednoznacznie afiliowanych politycznie prawników, w tym Romana Giertycha czy Ewę Łętowską. I choć bardzo szybko od tego działania zaczęli odcinać się kolejni politycy, Michał Kamiński (dziś PSL) nadal twierdzi, że było ono wynikiem porozumienia liderów całej opozycji. Plan opiera się na fałszywym założeniu, że skoro w konstytucji nie ma wskazania, że w wyniku nieodbytych wyborów wygaśnięcie mandatu prezydenta wiąże się z przejęciem obowiązków przez marszałka Sejmu, w związku z tym może je przejąć następna osoba w kolejce, czyli marszałek Senatu. Ten zaś jest na to bardzo chętny, a jak widać, ma już wokół siebie dwór gotów bronić tej idei.

Bezpieczeństwo epidemiologiczne funkcją poparcia dla kandydata

Czy rzeczywiście mogło to być owocem ustaleń całej opozycji? Jeśli zastanowić się nad potencjalnymi zyskami, beneficjentów jest całkiem sporo. PSL i SLD zyskują w tym wariancie czas na złapanie oddechu, którego pozbawił ich kandydatów start Rafała Trzaskowskiego. Czy zyskuje sam Trzaskowski, to już bardziej dyskusyjne. Opóźnia się moment, w którym mógłby oficjalnie rozpocząć kampanię, czym kandydat PO ewidentnie się nie przejmuje. Odwiedza kolejne miasta, przemawia na wiecach i uroczystościach, jest wszędzie i tylko w warszawskim ratuszu nie sposób go spotkać. Dwa tygodnie od dnia, w którym koperty z kartami do głosowania zabijać miały polskich wyborców, przemawia na poznańskim placu do niewielkiego tłumu. I politycy Platformy chwalą się tym tłumem, choć nie tak dawno krytykowali innych za o wiele bezpieczniejsze, zwłaszcza dla zwykłych wyborców, imprezy. Co było zabójcze dla Polaków w momencie, w którym Kidawa-Błońska miała 4 proc. poparcia, w chwili, gdy Trzaskowski zdobywa powyżej 20 proc., jest już całkowicie bezpieczne. Za kilka lat epidemiolodzy będą pisać rozprawy naukowe o wpływie poparcia poszczególnych kandydatów i partii na ryzyko zarażenia się obywateli.

Kampania Trzaskowskiego, choć zaczęła się efektownym odzyskaniem sondażowych punktów i dziś wygląda na pasmo sukcesów, nie powinna być przedłużana w nieskończoność. Już widać bowiem, że popełniane są w niej typowe dla Platformy błędy, z których partia nie była w stanie wyciągnąć wniosków po wcześniejszych przegranych. Poza przywołanym już wiecem, mamy tu i tandetne ustawki („prezydent pomaga zmienić koło!”) i klasyczny platformerski elitaryzm (narzekanie na drożyznę i kupowanie ekskluzywnej dziczyzny na bazarze), a to na dłuższą metę przypomni niezdecydowanym wyborcom, dlaczego wcześniej nie byli skłonni zaufać ludziom z PO, a Trzaskowski nie jest żadną nową jakością. Tak samo, jak trudno będzie nabierać ludzi na poparcie dla 500+ czy szacunek do Lecha Kaczyńskiego. Wybory przełożone już jednoznacznie z winy opozycji i dłuższa kampania to więcej czasu i amunicji dla Andrzeja Dudy.

Spory frakcyjne w Platformie

W tle podstawowego pojedynku mamy jeszcze rozgrywkę w samej Platformie Obywatelskiej. W niedawnej rozmowie z magazynem TVN24 przewodniczący PO Borys Budka odciął się od działań sztabu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. – Dzień wcześniej był zarząd Platformy i ustaliliśmy coś innego. Że będziemy podejmować działania, by wspólnie z innymi kandydatami demokratycznej opozycji wpłynąć na przesunięcie terminu wyborów na bezpieczny czas. Decyzja o bojkocie, a potem sposób jej komunikowania daleki był od ideałów skutecznej kampanii, mówiąc wyjątkowo delikatnie. Za ten błąd sztabowców największą, osobistą cenę poniosła Małgorzata Kidawa-Błońska – mówił Budka, ganiąc przy okazji również Grzegorza Schetynę, któremu zarzucił granie na siebie. Lider partii atakuje więc wielu swoich kolegów, czyniąc to w chwili, gdy ugrupowanie pierwszy raz ma szanse odzyskać dawne znaczenie w polityce. Wygląda na to, że w ramach akcji w Senacie na swój sposób gra każda z frakcji w PO. Czy jednak nie pokazuje to, że wbrew propagandowym widoczkom kolejny kandydat jest tak naprawdę samotny jak poprzedniczka?
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie,

#Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski