We Włoszech trwają problemy z zaopatrzeniem. W Australii klientki w sklepie biją się o papier toaletowy. W Niemczech sklepy wprowadzają limity zakupu niektórych towarów. Chyba po raz pierwszy od dziesięcioleci tematem niedoborów w zaopatrzeniu musiał się zająć rząd Francji. Koronawirus nieoczekiwanie pozwala mieszkańcom Zachodu poznać uroki życia w dawnych demoludach.
Tymczasem władze w Paryżu uspokajają społeczeństwo, że „ryzyko zakłócenia dostaw we francuskich sklepach nie istnieje”. Puste półki to podobno tylko efekt wzmożonych zakupów. Deklaracja specjalnie nie pomaga, bo każdy, kto pamięta czasy PRL, wie, że jak rząd coś mówi, to tylko mówi, i tym bardziej trzeba ustawić się w kolejce. Podobieństwa z PRL nie dziwią. Realny socjalizm też był rodzajem choroby. Są jednak różnice i inne wyzwania. Francja jest krajem demokratycznym i już w niedzielę ma się tam odbyć I tura lokalnych wyborów samorządowych, których mimo wszystko nie przełożono. Tura II za tydzień, 22 marca. To kolejne w kontekście koronawirusa doświadczenie społeczeństwa zachodniego, które warto, byśmy solidnie przeanalizowali.