Kiedy Prawo i Sprawiedliwość szło po wyborcze zwycięstwo z programem Rodzina 500 plus na sztandarach, ekonomiczna elita i mainstream wyły ze śmiechu. Klasyk przestrzegał, że „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Jak przekonywał inny znawca materii, przecież nikt kasy spod ziemi nie wykopie.
Nie było jednak potrzeby, aby ryć w ziemi, żeby znaleźć środki na wsparcie dla polskich rodzin. Konieczny był plan jak załatać dziurawy jak sito system podatkowy, z którego co roku wyciekały gigantyczne kwoty. Wedle różnych szacunków w latach rządów PO – PSL nasz kraj stracił na okradaniu budżetu państwa od 250 do nawet 400 miliardów złotych. I ten plan został przygotowany i wdrożony, obecnie Polska jest wzorem dla innych państw jak radzić sobie z podatkowymi oszustwami. Udało się pokazać sprawczość, zrealizować kluczową obietnicę wyborczą i jednocześnie nie zatopić finansów publicznych.
500 plus w dalszym ciągu jednak kłuje w oczy. Pamiętamy z jaką pogardą pisano o tym programie, wskazując że skorzysta na nim głównie patologia, nie mówiąc o panoszącym się w społeczeństwie nieróbstwie będącym pokłosiem wypłaty środków dla rodzin. Minęło kilka lat i 500 plus irytuje tak jak irytowało na samym początku. Po pierwsze dlatego, że udało się go wprowadzić nie rujnując budżetu. Rząd Zjednoczonej Prawicy pokazał, że można zrobić coś dla ludzi i utrzymać w ryzach finanse publiczne, to zaś wspierającym opozycję ekonomistom nie mieściło się w głowie. Dziś można czytać ich wywody sprzed paru lat z uśmiechem na ustach, wtedy wielu nie mogło zasnąć bojąc się skutków działań gospodarczych ignorantów z PiS.
Ten dysonans poznawczy został jednak solidnie przepracowywany przez naczelne autorytety polskiej myśli ekonomicznej. Kłopotliwe wpadki dotyczące prognoz dla naszej gospodarki niczego ich nie nauczyły, wystarczyło powiedzieć, że PiS ma szczęście bo znowu trafił na dobrą koniunkturę w Europie i problem z głowy. Ani słowa o tym, że bez walki o szczelny system podatkowy nawet najlepsza możliwa koniunktura nie pozwoliłaby na sfinansowanie wypłat dla rodzin. Po prostu rządzący wygrali los na loterii bo na gospodarce się kompletne nie znają, ich eksperci nie jeździli przecież na zagraniczne stypendia w okresie mrocznego PRL – u. Nasi zaś wtedy właśnie poznawali tajniki zarządzania gospodarką. Racja jest zatem po naszej stronie – a wskaźniki są w tym wszystkim najmniej ważne. Ta narracja najpewniej się nie zmieni, a obecnie na celownik wzięta została płaca minimalna, której wzrost zatopi gospodarkę, zniszczy firmy, wywoła szalejąca inflację itp. itd.
W tych okolicznościach zadać można pytanie, co dalej z programem, do którego już miliony Polaków zdążyły się przyzwyczaić? Czy faktycznie „nic co dane nie będzie zabrane”? A może lepiej czytać miedzy wierszami i wsłuchiwać się w wypowiadane przez część opozycji zdania, mówiące, że 500 plus należy ograniczyć bo zniechęca do pracy. Chociaż wypłaty mają być utrzymane, w KO słychać głosy, że nie przynoszą one oczekiwanych rezultatów. Po co zatem utrzymywać coś, co nie działa tak jak trzeba – ktoś mógłby słusznie zapytać. Brzmi nierealnie? Z łatwością można sobie wyobrazić powrót do wcześniejszego przekazu i teksty w rodzaju „kasa była ale się skończyła”. Kto nie wierzy niech sobie przypomni zapewnienia o niepodnoszeniu wieku emerytalnego. Szybko się z nich wycofano. Dlaczego w wypadku 500 plus miałoby być inaczej?