Wiem, wiem, w końcu studiowałem przez tydzień rusycystykę i do panienki nie pasuje „maładiec”, no chyba że mówimy o płci społecznej i lewicowej aktywistce, a dokładnie o kimś takim chcę mówić. Szwedzka gwiazda ekologii rzuciła szkołę i objeżdża świat ze swoimi prelekcjami odczytywanymi z kartki, przy których strzela groźnymi minami.
Wokół tego zjawiska, niestety tak to trzeba nazwać, wyrosła atmosfera tabu łamanego na cenzurę, głównie autocenzurę. Wiadomo, dziecko, przy tym – jak podają różne źródła – wymagające leczenia, i weź teraz chamie jeden z drugim, prawicowy bydlaku, powiedz chociaż jedno złe słowo do chorej dziewczynki walczącej o czyste powietrze. Prymitywne jak Jachira, ale działa, i to jest śmiertelnie niebezpieczne. Sięganie nawet nie po socjotechniki, lecz brutalny szantaż emocjonalny zawsze jest zanurzone w patologii. Ponieważ mam wszelkie możliwe metki prawicowego, bezdusznego chama i „hejtera”, to mogę sobie pozwolić na „atakowanie dziecka”. Mamy do czynienia ze złem wcielonym i nieważne, czy to zło ma lat dziesięć, szesnaście czy osiemdziesiąt cztery. Zło jest złem, a takie zło, które pokazuje się ludziom jako dobro i tym zamyka im gęby, jest złem najgorszym.
Używanie dzieci do ideologicznej wojny – a śmiem twierdzić, że w grę wchodzą również pieniądze i sława – to najpodlejszy rodzaj upadku, cała reszta jest opisem przyrody.
Młoda Greta nieustannie powtarza, że nie ma czasu, by chodzić do szkoły, wszak za moment świat zniknie w oparach CO2. Pójdę tym tropem, nie ma czasu na sentymenty i trzeba to szesnastoletnie zło nazwać po imieniu, zanim świat zniknie w oparach kolejnej zabójczej ideologii, która w imię pokoju i lepszego jutra wymorduje miliony kułaków i burżujów.