Podczas polskich obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej, jak to bywało wcześniej, padło wiele pięknych słów ze strony przemiłych gości z zagranicy. Niemcy kolejny raz przepraszali i się kajali, Amerykanie zapewniali o przyjaźni, prezydent Andrzej Duda przestrzegał, że nigdy więcej wojny i błędów, które doprowadziły do tragedii 1939 r. i unicestwienia niepodległości naszego kraju na 50 lat. No, w ogóle był to wielki hołd złożony bohaterskiej Polsce, jak zresztą wczoraj zatytułowaliśmy okładkowy materiał „Codziennej”. Prawdę mówiąc, takie słowa w różnej konfiguracji osobowej padają co roku.
Chodzi jednak o to, żeby za pięknymi słowami poszły konkretne czyny, które spowodują skokowy wzrost naszych możliwości obronnych, gdyby doszło do podobnego jak 80 lat temu nieszczęścia. Bo w 1939 r. nasi pożal się Boże sojusznicy też nie szczędzili nam słów wsparcia. Jak to się skończyło, wszyscy dobrze wiemy. Po przegranej wojnie złożyli hołd bohaterskiej Polsce, równocześnie bez mrugnięcia okiem oddając nas jednemu z dwóch agresorów z 1939 r. – Józefowi Stalinowi. A historia naprawdę lubi się powtarzać…