Tymczasem nowa szefowa Komisji Europejskiej zaraz po wizycie w Paryżu i Berlinie wybrała Warszawę i spotkanie z premierem Mateuszem Morawieckim. Podobno Polska nie miała także wpływu na to, że Frans Timmermans nie został przewodniczącym KE, i sromotnie w tej sprawie przegrała, ponieważ znany ze swojej zaciętości w walce z Warszawą komisarz nadal ma się zajmować praworządnością. W ten przekaz najwyraźniej uwierzyła Ewa Kopacz, która w Parlamencie Europejskim zdążyła już wystąpić zgodnie z dotychczasową narracją Timmermansa, żądając powiązania rozdzielania funduszy dla poszczególnych państw „z przestrzeganiem praworządności”. Dzień późnej okazało się, że ta nuta jest nieco passé – Timmermans pozostanie w składzie KE, gdyż ponownie wyznaczył go na to stanowisko jako swego przedstawiciela rząd Holandii, ale praworządnością zajmować się będzie ktoś inny. Czy rzeczywiście polski rząd nic nie może? Na tle skuteczności działań polskiej dyplomacji – to od nas ostatecznie zależał wybór Ursuli von der Leyen – wyjątkowo marnie wygląda pozycja polityków opozycji. Oprócz Ewy Kopacz, wybranej na jedną z 16 wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego, próżno szukać na eksponowanych miejscach polityków POstkomuny. Nie mówi się też – jak dotąd – o przyszłości Donalda Tuska. Zależy ona przecież od decyzji kanclerz Niemiec Angeli Merkel. W gruncie rzeczy niezwykle smutny to widok. Opozycja jest merytorycznie słaba i politycznie, w sensie konstruktywnym, bez znaczenia. Bo w kwestii negatywnej, ataków na własny kraj i na polskich kandydatów na wysokie unijne stanowiska, ciągle jest skuteczna.
Warto zwrócić uwagę na wizytę Ursuli von der Leyen w Warszawie. Premier przedstawił w rozmowie z panią von der Leyen nie tylko kandydata na komisarza, ministra Krzysztofa Szczerskiego, ale też omówił sprawy związane z kwestiami dotyczącymi nierównego traktowania państw przez Komisję Europejską. Dla Polski ważne jest przede wszystkim przestrzeganie zasad wspólnego rynku – podnosimy kwestię uderzającej w polski rynek dyrektywy transportowej, forsowanej w interesie najbogatszych państw Unii. Premier poruszył też temat polityki migracyjnej i podtrzymał nasz sprzeciw wobec mechanizmów przymusowej relokacji migrantów. Tematem rozmowy była oczywiście polityka klimatyczna. Jasno zostało wyrażone stanowisko, że sprawiedliwa transformacja energetyczna wymaga zwiększenia środków finansowych na ten cel i stworzenie specjalnego funduszu transformacji energetycznej w ramach UE. Polska nie może ponosić nieproporcjonalnych ciężarów tych zmian. I jeszcze jedno – kwestia karuzeli podatkowych. Polska jest skuteczna w uszczelnianiu systemu podatkowego i warto, aby podobne rozwiązania jak te, przyjęte podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości, zastosowano w całej Unii.
Wiązałoby się to z przysporzeniem dodatkowych środków do budżetu unijnego.
Wydaje się, że stanowisko polskiego rządu zostało uważnie wysłuchane, a niektóre wypowiedzi nowej komisarz – jak ta, że należy pamiętać, iż Polska przyjęła półtora miliona Ukraińców – trafiają już do przekonania. Chcemy zamykać spór o praworządność i szefowa KE zdaje się do tego przychylać. Tak możemy ostrożnie odczytywać decyzję o przesunięciu pana Timmermansa na inne pola działań.
Mogą być to oznaki zasadniczej zmiany. W poprzedniej kadencji KE nie brała pod uwagę argumentów Polski. Teraz nasze zdania w sprawie migracji oraz emocji politycznych dyktujących przebieg sporu o praworządność przez jednego z komisarzy powoli przebiją się. Być może zrozumiana zostanie także argumentacja Polski, że nasza reforma sądownictwa oparta jest na podobnych rozwiązaniach obowiązujących w innych krajach UE, które nie są w Europie niczym nowym.
Ursula von der Leyen zapowiedziała także, że Komisja Europejska będzie zajmowała się praworządnością we wszystkich państwach UE – oznacza to, że żadne z państw nie będzie w specjalny sposób monitorowane, tak jak dotąd Polska czy Węgry. Oczywiście Polska dalej podlegać będzie atakom tworzącego się frontu lewico-liberalnego w PE.
Jesienią Krzysztof Szczerski musi się przygotować na bezpardonowe natarcie i być może nawet odrzucenie jego kandydatury, ale sam skład Komisji Europejskiej i jej działania w tej kadencji mogą być znacznie bardziej korzystne dla Polski niż w poprzedniej. Jedno się na pewno nie zmieni – oprócz polityków lewicy, komunistów i zielonych walce z polskim rządem najsilniej kibicować będą działacze PO.