GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

O zamówieniach publicznych raz jeszcze

Mam nadzieję, że wybaczycie mi Państwo monotematyczność, kolejny bowiem raz chciałbym swój felieton poświęcić tematyce zamówień publicznych. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że stoimy na progu radykalnych zmian dotykających tego zagadnienia, a doświadczenie uczy, że następna okazja o podobnej skali powtórzy się dopiero za kilkanaście lat. Chodzi mi oczywiście o plany uchwalenia nowej ustawy o zamówieniach publicznych. Pisać więc o tej sprawie warto, a na nawet trzeba. To tyle tytułem usprawiedliwienia.

Odnosząc się zaś do samego tematu, chciałbym odwołać się do jednej z najbardziej palących kwestii dotyczących zamówień publicznych w Polsce. Mam tutaj na myśli kwestię ryzyka, a konkretniej ryzyka cenowego lub ryzyka zmiany ceny. W tekście skupię się na najbardziej reprezentatywnym przykładzie dotyczącym budownictwa. Problem dotyka obecnie zarówno zamawiających, jak i wykonawców. Ci pierwsi nie mogą znaleźć oferentów na realizację najpilniejszych inwestycji. Jeśli zaś już ktoś się pojawi i wyrazi gotowość startu w przetargu, to oczekuje zapłaty przewyższającej często kilkakrotnie założenia budżetowe inwestora. Wykonawcy zaś, ci, którzy już realizują kontrakty, mają bardzo poważne problemy związane z osiągnięciem założonych celów finansowych, mogą bowiem skończyć przedsięwzięcie na minusie, często na bardzo dużym minusie. W konsekwencji więc tracą i jedni, i drudzy, a finalnie tracimy my, obywatele, bo to głównie z naszych podatków budowane są drogi, mosty i inne obiekty infrastrukturalne. 

Dlaczego zatem jest tak, jak jest? Problem jest mocno skomplikowany. Polska przeżywa obecnie istny boom, jeśli chodzi o inwestycje drogowe i kolejowe, wykorzystujemy środki unijne pozostałe do końca wspólnotowej perspektywy budżetowej. Jeśli tego nie zrobimy, te pieniądze przepadną. Stąd ambitne plany największych inwestorów, czyli GDDKiA oraz PKP PLK. To zaś oznacza skokowy wzrost zamówień na roboty budowlane, a jak mówi jedno z prawideł ekonomii, wzrost popytu przekłada się na wyższe ceny. Dlatego polityka zakupowa państwa musi być oparta na dogłębnych, wyprzedzających analizach. Nie chodzi jedynie o umiejętność zastosowania odpowiednich przepisów, ważne są także rynkowe efekty oddziaływania podmiotów publicznych na gospodarkę. Aby je przewidzieć, konieczne są badania szeregów czasowych i wyłapywanie w nich pewnych regularności, chodzi zatem o poważne podejście ilościowe z wykorzystaniem narzędzi statystyczno- ekonometrycznych.

Druga ważna rzecz to komunikacja. Ta musi uwzględniać obecne i przyszłe plany inwestycyjne państwa, tak aby sektor – w naszej analizie mówimy o budownictwie – mógł się do tych planów dostosować. To na szczęście zaczyna się dziać. W biznesie tak jak w życiu, wiele problemów rozwiązać może dobra wymiana informacji. Im częściej do niej dochodzi, tym lepiej. Ważne również, aby podmioty publiczne publikowały swoje predykcje, te zaś powinny być wykorzystywane przez sektor i zamawiających do kosztorysowania. To pozwoli obu stronom przygotować się na ewentualne zmiany i wahnięcia, np. dotyczące cen materiałów budowlanych. 

Innymi słowy, umiejętne zarządzanie ryzykiem to uwzględnienie możliwych scenariuszy zdarzeń i przypisywanie im odpowiednich prawdopodobieństw. To pozwala podejmować bardziej optymalne decyzje i uniknąć problemów, które czyhają na mniej przezornych. To nawet nie tyle kwestia regulacji, ile praktyki opartej na zdrowym rozsądku. Mówiąc o zamówieniach publicznych, warto mieć to na uwadze. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Kamil Goral