Wielki wysiłek logistyczny i marketingowy włożono w to, by przy okazji strajku nauczycieli zorganizować coś na kształt nowej Solidarności. Najwyraźniej postkomunie zamarzył się wielki ruch rewolucyjny, dla którego iskrą miałby być protest nauczycieli – jednoczący inteligencję, rodziców, uczniów, celebrytów, artystów, aktorów… Starano się bardzo.
„Spontaniczne” wiece poparcia na rynkach i ryneczkach miast skwapliwie relacjonowane przez niemieckie media prasy regionalnej i krajowej, ze starannie dobieranymi fotografiami mającymi stworzyć wrażenie obecności tłumów. Protest dzień po dniu pokazywany przez telewizje i rozgłośnie postkomuny, z których wynikało, że rodzice maturzystów ze zrozumieniem odnoszą się do strajku nauczycieli, w wyniku którego ich dzieci nie będą miały egzaminów w terminie. Ba, jednoczą się z nimi i wspierają ich.
Uczniowie recytujący zdania o najlepszej lekcji „wychowania obywatelskiego”. Artyści organizujący koncerty i aktorzy podpisujący się pod odezwami. Słowem: wielki, ogólnonarodowy ruch protestu przeciw złemu rządowi, powstająca z kolan bezsilności wobec reżimu wspólnota. Takie zdaje się były marzenia. Ale kompletnie nic z tego nie wyszło, cała para – który to już raz? – poszła w gwizdek. Na wiece przychodzili – prócz nauczycieli – ci sami co zawsze. Znajome twarze kodziarzy z zadym przeciw reformie sądownictwa szybko wyłapywali na forach internetowych czytelnicy lokalnych portali. Wymyślono zresztą przebieg tego protestu – zaplanowanego jako akcja polityczna, wspierana otwarcie przez polityków PO – dosyć głupio. Nauczyciele, stawiając na poważnie sprawę szantażowania losem matur swych uczniów, w powszechnym wrażeniu się skompromitowali. Od dawna zresztą nie było słychać w mediach takiego rozmijania się z nastrojem społecznym. Gdy w większości z nich był rysowany obraz wielkiego poparcia dla strajku nauczycieli w ostrej formie, kosztem uczniów, to w rzeczywistości nauczyciele spotykali się z oburzeniem – sama rozdając ulotki na targach miast Wielkopolski słyszałam słowa zgorszenia tym, co robią. I zniecierpliwione pytanie: czy ktoś zrobi z nimi porządek? Zamiast solidarnościowego ruchu, mnóstwo niechęci i oburzenia – taki efekt ta nowa wersja „puczu” postkomuny na razie przyniosła.
Oczywiście nikt nie miał i nie ma zamiaru „robić porządku” z nauczycielami, przeciwnie – rząd proponuje podwyżki, rozmowy, debatę o stanie i przyszłości edukacji. I świetnie sobie radzi z organizowaniem kolejnych egzaminów, które próbowali zablokować w wielu miejscach protestujący nauczyciele z ZNP. To tu, po stronie uczniów, pokazała się wspólnota. Tysiące ludzi z przygotowaniem pedagogicznym zgłaszały się do dyrektorów szkół i kuratoriów, oferując swą pomoc. Dzięki temu – ale też dzięki całkiem sporej grupie nauczycieli, którzy przerwali strajk, by zadbać o przebieg egzaminów swych uczniów – zarówno testy gimnazjalne, jak i ósmoklasistów odbyły się bez przeszkód. Właśnie dlatego, że ludzie ruszyli w obronie dzieci i młodzieży – bez nich, bez tej wspólnoty, która się przy tej okazji pokazała, ZNP mógłby odnieść sukces i faktycznie bardzo uczniom i rodzicom zaszkodzić. Potwierdziło się niestety wszystko to, co pisałam ostatnio o kosztach społecznych prowadzonego przez postkomunistycznego aparatczyka ZNP protestu nauczycieli – ośmieszenie autorytetu pedagogów, głęboki konflikt w samym środowisku, niemiłe pytania o przywileje i wymiar godzin pracy. Ale kosztem dla środowiska nauczycieli chyba największym jest kompromitacja – przebrany za krowę i muczący nauczyciel na jednym z filmików krążących na portalach społecznościowych w sieci jest jednym z tego symboli.
Polacy zobaczyli kreowany w ten sposób obraz stanu systemu nauczania – gdzie kompetencje, etyka, uczciwość nauczycieli pokazane są w stanie upadku. Na szczęście większość szkół już pracuje normalnie, znaczna część nauczycieli z tego tramwaju wysiadła na przystanku z napisem: dobro uczniów. Ale wielu, bardzo wielu wciąż jedzie dalej.
Zaproponowany przez premiera Mateusza Morawieckiego okrągły stół dla edukacji będzie siłą rzeczy także na ten temat – co zrobić z kryzysem systemu wartości nauczycieli, z kondycją etyczną pedagogów i wychowawców naszych dzieci? Nieprzyjemna świadomość, że lata późnego PRL i postkomuny uczyniły spustoszenie także w jakości uprawiania tego zawodu, narzuca się sama. O to, co z tym problemem zrobić, warto pytać także nauczycieli.