W pierwszych słowach mego listu pozdrawiam serdecznie „obrońców konstytucji”, którzy dostarczają mi codziennej dawki dobrego humoru. Ich działalność jest równie udolna i poważna jak początek mojego felietonu, który zostałby podkreślony na czerwono przez panią od polskiego. Powtarzające się schematy bezproduktywnych działań całkowicie wypruły z emocji spór o „wolne sądy”.
Może trochę przesadzam, wąska grupa bezpośrednio zainteresowanych i pasjonatów jeszcze się tym interesuje. Należę do pasjonatów i dlatego znam treść sporu z detalami, co pozwala mi stwierdzić, że pytania prejudycjalne SN dotyczące Izby Dyscyplinarnej i KRS to zupełnie inna bajka niż wiek emerytalny sędziów. Różnice widać już na starcie, w przypadku ustawy o SN było postanowienie o zabezpieczeniu i zobowiązanie Polski do przywrócenia sędziów. W samym SN mieliśmy bunt, sędziowie, którzy powinni przejść w stan spoczynku, „czuli się” nadal sędziami. Pisałem wówczas – i potwierdzam to dziś – że krok w tył był konieczny, w przeciwnym razie mielibyśmy chaos i odwracanie uwagi od każdej „Piątki Kaczyńskiego”. Przy ustawie o KRS nie ma zabezpieczenia, a w składzie KRS i Izbie Dyscyplinarnej mamy idealny porządek. Na moje oko i intuicję TSUE przyczepi się do skrócenia kadencji KRS, ale w ramach opinii rzecznika nie może do niczego Polski zobowiązać. Sam termin ogłoszenia opinii Rzecznika, trzy dni przed wyborami europejskimi, jest oczywistym działaniem politycznym, jednak bez znaczenie dla wyników. Przed wyborami samorządowymi mieliśmy postanowienie w sprawie Polski, właśnie to zobowiązujące do przywrócenia sędziów, a PiS wybory. Politycy z TSUE nic nie ugrają, kampania wyborcza będzie się toczyć pod zupełnie innymi hasłami.