Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Rosyjski kurs Sikorskiego

Od momentu, gdy szef MSZ Radosław Sikorski dowiedział się o tragedii smoleńskiej, prezentował rosyjską wersję wydarzeń. A ta mówiła o zderzeniu Tu-154M z brzozą oraz o błędzie pilotów.

Od momentu, gdy szef MSZ Radosław Sikorski dowiedział się o tragedii smoleńskiej, prezentował rosyjską wersję wydarzeń. A ta mówiła o zderzeniu Tu-154M z brzozą oraz o błędzie pilotów. I o tym, że nikt nie przeżył katastrofy. Rosyjskiej wersji nie potwierdzają natomiast zeznania będących wówczas na miejscu oficerów Biura Ochrony Rządu.

Dzwoniąc rano 10 kwietnia 2010 r. do Jarosława Kaczyńskiego, szef MSZ stwierdził, że nikt nie przeżył katastrofy oraz że przyczyną tragedii był błąd pilotów. Do dziś nie zostało wyjaśnione, skąd Radosław Sikorski czerpał wiedzę. Wiadomo natomiast, że to Rosjanie pierwsi poinformowali naszych dyplomatów o rzekomych przyczynach katastrofy, nie wspominali jednak przy tym o ofiarach śmiertelnych.

“Trzy osoby przeżyły”

W momencie tragedii na miejscu byli obecni pracownicy Kancelarii Prezydenta RP, polskiej ambasady w Moskwie oraz urzędnicy MSZ.

Dariusz Górczyński, naczelnik Wydziału Federacji Rosyjskiej Departamentu Wschodniego MSZ, zeznał w prokuraturze: „Ja zadzwoniłem o 10:43 [czasu moskiewskiego] do dyrektora [Jarosława] Bartkiewicza i powiedziałem mu, że samolot się rozbił i że jest rozbity na kawałki. Następnie zadzwoniłem do Tadeusza Stachelskiego do Katynia i do dziennikarza Wiktora Batera, który był w Moskwie. Było ogromne zamieszanie, momentalnie w ciągu 5, może 10 minut pojawiła się milicja, straż i służby ratownicze. Po około godzinie ktoś ze służb ratunkowych powiedział, że niestety nikt nie przeżył. O ile dobrze pamiętam, ambasador [Tomasz] Turowski około godz. 12 przekazał mi, że otrzymał informację od funkcjonariusza FSO, że trzy osoby przeżyły i w ciężkim stanie zostały przewiezione do szpitala. Ja spytałem o to Pawła Kozłowa [oficera FSO], który stwierdził, że nic o tym nie wie, ale polecił sprawdzić wszystkie szpitale. Informacja ta się nie potwierdziła”. Dariusz Górczyński na Siewiernym przebywał od samego rana. To on był jedną z pierwszych osób, która przekazała informacje do MSZ o katastrofie. Na smoleńskim lotnisku towarzyszył mu Paweł Kozłow z Federalnej Służby Ochrony (wyodrębnionej z KGB, zajmującej się ochroną najważniejszych osób w państwie).

W informacjach, które tuż po katastrofie przekazywał Górczyński do MSZ, nie ma stwierdzenia, że nikt nie przeżył.

A z zeznań innych świadków jasno wynika, że wiedza, jaką dysponował i przekazywał dalej Dariusz Górczyński, była bardzo ogólnikowa. „Około godz. 10:45 otrzymałem telefon od Dariusza Górczyńskiego, który był w składzie osób witających prezydenta na lotnisku. Powiedział, że samolot się rozbił i leży kołami do góry” – zeznał Tadeusz Stachelski z Wydziału Wizyt Protokołu Dyplomatycznego MSZ. Informacji o tym, że nikt nie przeżył, w jego zeznaniach nie ma. W podobny sposób wypowiadały się osoby, które 10 kwietnia 2010 r. były na lotnisku w Smoleńsku.

Pogrążające fakty

Opublikowane przez MSZ nagrania rozmów prowadzonych rano 10 kwietnia 2010 r. przez Centrum Operacyjne MSZ jednoznacznie wskazują na to, że Radosław Sikorski nie mógł się dowiedzieć od polskich urzędników, iż katastrofy nikt nie przeżył.

Podobny obraz wyłania się z zeznań funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, którzy 10 kwietnia 2010 r. pełnili służbę.

„O godz. 7 [czasu polskiego] objąłem służbę zastępcy oficera operacyjnego Biura Ochrony Rządu w Centrum Kierowania BOR. Tuż przed 9 zadzwonił do nas mjr K. [funkcjonariusz BOR], który był na zabezpieczeniu tej wizyty w Rosji. Dzwonił z cmentarza w Katyniu. Powiadomił, że dowiedział się od służb rosyjskich, że coś nie tak jest z samolotem, że ma jakieś problemy z lądowaniem, Nie był zorientowany w szczegółach, nie wiedział, jakiego rodzaju są to problemy. (…) Nie było informacji o katastrofie samolotu, więc te sygnały traktowaliśmy jako sygnały o ewentualnej awarii bądź trudnościach przy lądowaniu” – zeznał oficer BOR.

W dalszej części mówi on o kontakcie z funkcjonariuszem, który 10 kwietnia pełnił obowiązki oficera ochrony Radosława Sikorskiego, oraz o tym, co zastali funkcjonariusze BOR na lotnisku w Smoleńsku.

„Następnie zadzwonił do mnie mjr [oficer BOR], który w tym dniu pełnił obowiązki oficera ochrony ministra Sikorskiego. Pytał mnie o możliwości skontaktowania się z premierem, ja zapytałem, czy chodzi może o samolot prezydencki. Potwierdził to i powiedział, że ma informację od ministra Sikorskiego o prawdopodobnej awarii bądź rozbiciu się samolotu. Następnie, o ile dobrze pamiętam, zadzwonił ponownie oficer z COP i potwierdził informację o katastrofie samolotu, którą uprzednio uzyskał od załogi Jak-40, który wcześniej lądował w Smoleńsku. Powiedział, że prezydencki samolot rozbił się ok. 2 km przed pasem startowym i że nie doszło do pożaru. Mniej więcej w tym samym czasie zadzwonił do nas mjr [oficer BOR, który był na miejscu katastrofy], który dojechał na miejsce wypadku. Potwierdził, że samolot się rozbił i że sytuacja jest krytyczna. Chwilę później zadzwonił ponownie z informacją, że z miejsca katastrofy odjeżdżają trzy karetki na sygnale, ale nie wiedział, czy kogoś zabrały, to znaczy, czy zabrały ewentualnych rannych” – zeznał oficer BOR, który pełnił służbę w Warszawie.

Mimo że nawet przebywający na miejscu oficerowie BOR, dyplomaci i pracownicy Kancelarii Prezydenta nie wiedzieli, czy ktoś przeżył katastrofę, czy też nie, to Radosław Sikorski tuż po godz. 9 czasu polskiego zadzwonił do Jarosława Kaczyńskiego i poinformował go o śmierci brata, prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Tymczasem z informacji, do których dotarła „Gazeta Polska”, wynika, że ciało prezydenta zostało rozpoznane przez oficerów BOR ok. godziny 19:30 czasu moskiewskiego.

Według stenogramów Centrum Operacyjnego, Sikorski o katastrofie i śmierci prezydenta najpierw poinformował Bronisława Komorowskiego, marszałka Sejmu, a dopiero później premiera Donalda Tuska.

Mógł popełnić przestępstwo

Antoni Macierewicz, szef parlamentarnego zespołu badającego smoleńską katastrofę, złożył 30 marca br. zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Radosława Sikorskiego. Poseł PiS powiadomił prokuraturę, że z informacji zgromadzonych przez zespół parlamentarny, którym kieruje, wynika, iż Sikorski przygotowując wizytę polskiej delegacji 10 kwietnia 2010 r., „nie dopełnił prowadzenia spójnej i jednolitej w stosunkach zewnętrznych polityki zagranicznej uzgodnionej z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim”. Antoni Macierewicz zarzuca Sikorskiemu, że dopuścił do rozdzielenia oficjalnych uroczystości – premier Donald Tusk wziął udział w uroczystościach w Katyniu 7 kwietnia, a uroczystości z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego miały się odbyć 10 kwietnia.

Ze zgromadzonych przez Macierewicza dokumentów wynika, że podległe Sikorskiemu ministerstwo nie zadbało o właściwą dyplomatyczną rangę wizyty prezydenckiej delegacji oraz nienależycie przygotowało wizytę pod względem dyplomatycznym i logistycznym.

W zawiadomieniu czytamy, że MSZ nie przekazywało prezydentowi Kaczyńskiemu depesz i clarisów z placówek dyplomatycznych, a decyzja, by tak procedować, zapadła w ministerstwie na początku 2009 r. – została podjęta przez dyrektora generalnego oraz parafowana przez ministra Sikorskiego.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaniedbało także opracowanie formalnej procedury dotyczącej podziału zadań i współpracy między podmiotami uczestniczącymi w procesie uzyskiwania zezwoleń dyplomatycznych na przeloty i lądowania polskich samolotów specjalnych za granicą.

– Sikorski nie zapewnił eksterytorialności terenu, na którym znajdowały się szczątki rozbitego Tu-154M – mówi Antoni Macierewicz.

Szef MSZ miał doprowadzić do niekorzystnego dla Polski trybu wyjaśniania katastrofy, opierając się na wybranych przepisach konwencji chicagowskiej i nie informując członków Rady Ministrów o porozumieniu między polskim i rosyjskim MON w sprawie zasad ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych.

Antoni Macierewicz zwraca uwagę, że Radosław Sikorski nie podjął wszelkich niezbędnych działań dla ochrony dobrego imienia Polski oraz ofiar katastrofy, które – jak napisał w zawiadomieniu – były „bezkarnie pomawiane i szkalowane przez przedstawicieli organów wykonujących zadania na rzecz Komisji płk Putina oraz rosyjskie media”.  

 



Źródło:

Dorota Kania