Takich ogłoszeń w izraelskiej prasie, a także w prasie zarządzanej przez żydowską diasporę, znów pojawiło się sporo. W treści znajduje się wszystko, poza znakiem cudzysłowu, którym powinno być opatrzone słowo „przyjaciela”. Cała reszta się zgadza, łącznie z „aaa”, bo chodzi o to, aby Polakom dokopać na pierwszych stronach gazet. Po wypowiedziach Israela Katza i Benjamina Netanjahu, obciążających Polaków niemieckimi zbrodniami, napisałbym, że czas najwyższy się obudzić, ale ten czas dawno minął.
Obecnie trzeba ratować, co się da, choć poza resztkami zdrowego rozsądku niewiele zostało. Polska wobec Izraela nie może się dłużej zachowywać jak wiecznie zdradzana narzeczona, jeśli nie chce, aby ten marny status zamienił się w coś bardzo wulgarnego. Ostatnie wydarzenia ślepych i głuchych muszą przekonać, że w Izraelu i wśród żydowskich elit na całym świecie Polacy są uznawani za współsprawców Holocaustu i za naród godny najwyższej pogardy. Skoro w Izraelu nie da się wygrać wyborów bez oplucia Polaków, a żadne rozmowy bilateralne na linii Polska–USA nie mogą się odbyć bez wspominania o żydowskich interesach, to złudzenia mogą mieć jedyni głupcy. Nie mamy przyjaciół ani wśród izraelskich, ani amerykańskich Żydów, nie licząc paru wyjątków, które w skali zjawiska kompletnie się gubią. Musimy budować relacje z Izraelem i USA na zdrowych podstawach i czystym biznesie. Głupotą jest udawanie, że jesteśmy kochani, i równie niemądre są podpowiedzi „narodowców” zalecające zerwanie stosunków z Izraelem i USA na rzecz przyjaźni polsko-radzieckiej. Nigdy nie będziemy dla Żydów przyjaciółmi, ale dbajmy o swoje interesy, nie w ramach otwartej wojny, co nas zabije, lecz w ramach mądrej gry dyplomatycznej.