Berlinale to festiwal kina politycznego. Nikt tego już nie ukrywa. I w sumie nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby ce- lem ataków zaproszonych tam reżyserów nie była właściwie wyłącznie jedna strona sceny politycznej. Akurat nie lewa.
Dowodów na powyższą tezę nie trzeba daleko szukać. Wystarczy przejrzeć listę zgłosoznych filmów. I oto hiszpańska reżyserka Isabel Coixet mierzy się z problemem miłości lesbijskiej w filmie „Elisa i Marcela”, Francuz François Ozon opowiada o pedofilii w Kościele katolickim w dramacie „Łaska boska”, a pochodząca z Macedonii Teona Strugar Mitevska dla odmiany wyreżyserowała obraz pod prowokacyjnym tytułem „Bóg istnieje i ma na imię Petrunija”, będący zjadliwą satyrą na Kościół.
I nawet obrazy poświęcone lewicowym zbrodniom ludobójstwa można zinterpretować we właściwy sposób. Opowieść Agnieszki Holland o Garecie Jonesie, dziennikarzu, który jako jeden z niewielu był naocznym świadkiem wielkiego głodu na Ukrainie i nie bał się o nim głośno opowiadać, wywołuje zadziwiające komentarze.
Uważam, że nie można dziś mówić o demokracji bez wolnych mediów. Podobnie jak nie można milczeć na temat działań polityków we współczesnym świecie
– mówiła Holland w Berlinie.
Dzisiaj nie brakuje nam skorumpowanych konformistów i egoistów. Brakuje nam jednak Orwellów i Jonesów. Dlatego to właśnie ich powinniśmy przywrócić do życia
– kończy artystka. I nic w jej wypowiedzi kontrowersyjnego. Jednak tylko na pierwszy rzut oka. Bo twórczyni „Pokotu” doskonale wpisuje się w narrację krytyków i dziennikarzy, nie zaprzecza jej jednym słowem:
„Obywatel Jones" Holland to nie film historyczny o piekle lat 30. To paląco aktualna rzecz wychylona w przyszłość
– pisze „Gazeta Wyborcza”. A na konferencji prasowej po filmie dziennikarze podkreślali współczesny kontekst historii reportera, a w kuluarach sporo mówiło się o politycznej wymowie filmu. W rozmowach pojawiały się odwołania do... Trumpa. Niemieckie media są wprost zachwycone nowym filmem Agnieszki Holland i z właściwą sobie finezją dopowiadają: "Komu do głowy nie przyjdą Trump i Putin, ten nic nie zrozumiał”.
Berlinale odwiedziła również gwiazda kina Catherine Deneuve, która przyjechała promować film ze swoim udziałem pt. „Pożegnanie nocy”. Podczas spotkania z dziennikarzami aktorka stwierdziła, że w wielu krajach europejskich rządy straszą emigrantami-terrorystami, a zwykle jest tak, że „terrorystami są młodzi Francuzi, Niemcy czy Belgowie”. Jak widać, Deneuve nie wymieniła Polaków (bo też u nas żadnego zamachu terrorystycznego nie było), ale za to naszym rodakom poleciła zmienić rząd na taki, który wpuści do kraju dosłownie wszystkich.
Zawsze trzeba słuchać drugiego człowieka i starać się go zrozumieć
– radzi nam gwiazda w rozmowie z portalem Fakt24. Polecamy odwiedzić rodziny osób zabitych w zamachach w Paryżu, Berlinie oraz Brukseli i podzielić się z nimi swoimi przemyśleniami.
W polityczną atmosferę festiwalu wpisał się doskonale Lech Wałęsa ze swoją marynarką, spod której poł możemy odczytać część napisu „konstytucja”. Jednak nie wszystko wyszło chyba tak, jak chciał głosiciel legendy „ja, ja, ja”: najszerzej chyba kolportowane zdjęcie ma on z Catherine Deneuve, a jest na nim mocno onieśmielony. [polecam:https://niezalezna.pl/258836-prowokacja-na-berlinale-deneuve-do-polakow-zmiencie-sobie-rzad?fbclid=IwAR3d7aabcfp5DanOcKBNper9Ez_B-OK-B5JNbakTUgNPpldxJHOta9v35vI]