Dość powiedzieć, że komórka, która w teorii miała strzec bezpieczeństwa na poziomie narodowym, była czynna do godz. 16. A potem fajrant! Zapewne rosyjscy czy chińscy hakerzy są tak uprzejmi i przestrzegają godzin urzędowania ustanowionych przez ministra administracji i cyfryzacji Rafała Trzaskowskiego oraz jego partyjnych kamratów. Ale tak skandaliczna beztroska nie może dziwić, skoro za walkę z cyberprzestępcami odpowiadała 29-letnia dama pełniąca ponadto funkcję „szefowej gabinetu politycznego” ministra cyfryzacji. Państwo z dykty polepionej plastrem to zbyt łagodne określenie.