W Nowej Zelandii właśnie ukazała się książka, wydana w języku angielskim, rzetelnie dokumentująca dwa pobyty Ignacego Jana Paderewskiego w tym kraju. „Ignacy Jan Paderewski – pianista wśród gejzerów” (wyd. Quo Vadis Publications) porywa czytelnika w wir wydarzeń związanych z tournee pianisty. Nowa Zelandia z zapartym tchem śledziła każdy ruch, każdy krok i każde jego słowo. Jacek Roman Drecki prowadzi czytelnika po trasach koncertowych, salach i audytoriach, wprowadza do hoteli, w których Mistrz się zatrzymywał i gdzie ćwiczył przed publicznymi występami. Jak na całym świecie, także i w Nowej Zelandii, tłumy zbierały się wszędzie, gdzie tylko się pokazał, wiwatowały na jego cześć, bezpardonowa walka o bilety kończyła się nierzadko porwaną garderobą i połamanymi barierkami przy kasach, powszechny płacz żalu towarzyszył wyjazdom Paderewskiego z kolejnych miast. Słuchacze często przyjeżdżali na koncerty z miejsc tak odległych, że podróż trwała cały tydzień. W prasie pojawiały się niezliczone artykuły i wywiady, a poeci masowo pisali wiersze o genialnym muzyku.
Paderewski przed każdym z koncertów opowiadał zebranym o Polsce. Jego żarliwy patriotyzm sprawił, że temat odzyskania Niepodległości przez nasz kraj, stał się znany na całym świecie. Nie inaczej było i w Nowej Zelandii. Pianista podejmowany był przez najbardziej wpływowe osoby w kraju z premierem i gubernatorem generalnym włącznie. W książce znakomicie jest oddana atmosfera tamtych dni, są też fragmenty wywiadów prasowych, jakich udzielał Paderewski, zapisy jego rozmów z przedstawicielami ówczesnych elit społecznych i politycznych Nowej Zelandii, w których dawał wyraz swemu zachwytowi nad osiągnięciami tego młodego kraju. Rezultatem tego zachwytu były nieoczekiwane wakacje, jakie artysta zrobił sobie w 1904 roku w Rotorua. Urzeczony egzotyką krajobrazu wulkanicznego i zjawiskami geotermalnymi centralnej części Wyspy Północnej, obcując z fascynującą go kulturą maoryską, dał spontaniczny koncert dla swoich maoryskich przyjaciół. Drecki pokazuje również Paderewskiego jako zwykłego-niezwykłego turystę, zafascynowanego egzotyczną przyrodą terenów wulkanicznych, kuracjusza, zażywającego kąpieli w leczniczych ciepłych źródłach, czy wreszcie człowieka ciekawego ludzi, zachwycającego się skromnością i otwartością Nowozelandczyków.
Drugie tournee Mistrza w Nowej Zelandii odbyło się w 1927 roku, i było równie tryumfalne, jak pierwsze. Paderewski przyjechał tam, chcąc złożyć hołd i podziękować Nowozelandczykom za ich udział w wojnie światowej po stronie tych sił, które przyczyniły się do odzyskania przez Polskę niepodległości. Już po pierwszej wizycie mieszkańcy Nowej Zelandii uważali artystę za swojego krajana, a gdy zjawił się z podziękowaniami podbił serca absolutnie wszystkich. Do tego stopnia zresztą, że nowozelandzkie Stowarzyszenie Weteranów Wojny przyznało mu, jako pierwszemu cywilowi i obcokrajowcowi, tytuł i odznakę honorowego członka.
Autor książki podjął również ciekawą próbę ukazania trwałych śladów, jakie pozostawił nasz rodak na życiu kulturalnym i społecznym Nowej Zelandii. Widome znaki dziedzictwa Paderewskiego objawiają się w nieoczekiwanych momentach i niespodziewanych miejscach. Jego relacje z tamtejszą społecznością napewno położyły podwaliny pod wzajemną przyjaźń między oboma krajami, a także prawdopodobnie miały wpływ na przyjęcie przez rząd nowozelandzki kilkuset dzieci z Polski podczas II w.św. i zapewnienie im spokojnego i bezpiecznego dzieciństwa w tamtych strasznych czasach.
Każda pozycja książkowa dotycząca naszego kraju wydana w języku angielskim jest małą cegiełką dokładającą się do wzniesienia budowli pięknej polityki historycznej. Dzięki takim publikacjom Polska może być znów na ustach społeczności międzynarodowej, zupełnie jak wtedy kiedy z podobną misją jeździł po całym świecie nasz genialny pianista.