Stadion Narodowy jest wciąż placem budowy – orzekła policja i nie wyraziła zgody na zorganizowanie meczu o Superpuchar Polski. Zamiast Superpucharu mamy więc superkompromitację.
Nie miejmy jednak złudzeń, że ktoś poniesie za to odpowiedzialność. Rząd PO zafundował stolicy obiekt nie tylko paskudny, ale – co gorsza – koszmarnie drogi, jeden z trzech najdroższych w Europie. A całe przedsięwzięcie służyło chyba jednemu: dostarczeniu igrzysk ludowi. Co pewien czas odbywa się na nim wielki propagandowy show, który ma reperować nadwerężony wizerunek PO. Parę dni przed wyborami publiczność miała okazję przez wiele godzin zachwycać się zamykanym dachem stadionu. Dziś nie ma większego znaczenia, że dach zimą nie pracuje.
Z kolei tydzień temu uroczyście otwarto stadion. Były tłumy, fajerwerki i koncerty. I nie ma znaczenia, że dziś stadion nie został dopuszczony do użytku. Chodziło o to, by – jak w PRL – dokonać szumnego otwarcia. Za jakiś czas można urządzić kolejny show, np. zaprezentować położoną murawę. Logiczne? Nie bez powodu prezenterka „Wiadomości”, a prywatnie żona dyplomaty z nadania PO, na antenie nazywa stadion „naszym skarbem narodowym”.
Źródło:
Anita Gargas