Oto formacja perorująca o wolności słowa i standardach demokratycznych posłużyła się oszustwem, by zniszczyć dziennikarza, który zadawał pytania dotyczące potwierdzonych informacji.
Niedzielny program TVP Info „Woronicza 17” sprzed kilku tygodni – pierwsze pytanie skierowane do polityków w studio dotyczy gorącej informacji podanej kilka godzin wcześniej przez Radio Szczecin. W mieszkaniu posła Stanisława Gawłowskiego działa agencja towarzyska. Reporter rozgłośni wszedł do środka, rozmawiał z jedną z kobiet, wcześniej odnalazł jej ogłoszenie, potwierdził w kilku źródłach dane właściciela nieruchomości. Sprawa prostytucji w lokalu budzi niespotykane emocje wśród przedstawicieli opozycji – bezpardonowo atakują prowadzącego program dziennikarza, dopytując, czy korzystał z usług działających tam kobiet. Po ostrej wymianie zdań wychodzą ze studia. Obstawiam, że ucieczka była pomysłem raczej spontanicznym. Zabrakło argumentów, kolejna wtopa dotycząca Gawłowskiego jawiła się jako sytuacja niewytłumaczalna opinii publicznej. Sekretarz generalny Platformy miał być przecież „pierwszym więźniem politycznym Jarosława Kaczyńskiego” – agencja towarzyska w jego mieszkaniu – delikatnie mówiąc – nie wspierała tej narracji. Jednak o ile wyjście z tego konkretnego odcinka było powodowane emocjami, o tyle już pomysł ostrego zdyscyplinowania dziennikarzy rozważany był w tym gronie najwyraźniej wcześniej. Tak bowiem należy odczytywać demonstrację polityków PO, PSL i Nowoczesnej, którzy przyjęli zaproszenie do następnego odcinka programu – i bez słowa wyjaśnienia nie pojawili się w studio. Ta ustawka miała przekazać komunikat adresowany przede wszystkim do mediów publicznych: miarkujcie się, bo jak wrócimy, to nie będzie przebacz. Wszystko, co wydarzyło się po słynnej ucieczce totalnych z Woronicza – konferencje, wzywanie do wyrzucenia z pracy dziennikarza, określanie, ile czasu powinien przeznaczać na poszczególne tematy, a wręcz jakimi tematami powinien się zajmować – to właśnie element kampanii zastraszania dziennikarzy. Jako cel został wybrany publicysta wyrazisty i rozpoznawalny. Ale tak naprawdę nie o niego tu przede wszystkim chodzi. Gra toczy się o całe rzesze innych żurnalistów mediów publicznych, wydawców, operatorów, wszelkiego rodzaju personel wspierający. Wszyscy mają poczuć, czym może się dla nich zakończyć ewentualna powyborcza utrata władzy przez PiS. W centrum przekazu Platformy i krążących wokół niej coraz bardziej szczątkowych formacji jest narracja o „zawłaszczonych przez władzę, uprawiających propagandę mediach publicznych”.
Informacje o prostytutkach w mieszkaniu jednego z szefów PO okazały się jednak w stu procentach prawdziwe.
Dziennikarz Radia Szczecin rzetelnie i prawidłowo je potwierdził. W sprawie nie było ani grama konfabulacji. Widać zatem jak na dłoni, że słowo „propaganda” jest używane przez PO wyłącznie jako synonim niekorzystnych dla nich materiałów medialnych. Byliśmy widzami sytuacji horrendalnej – oto formacja perorująca o wolności słowa i standardach demokratycznych posłużyła się oszustwem, by zniszczyć dziennikarza, który zadawał pytania dotyczące potwierdzonych informacji. Skracając: opozycja posłużyła się kłamstwem, by zablokować prawdę w debacie publicznej. Afera Stanisława Gawłowskiego to temat numeru najnowszego „Nowego Państwa”. Opisujemy wszystkie znane dziś jej aspekty, ale staramy się pokazać, czym jest ona dla środowiska politycznego głównego bohatera. Bo wiele mówi nie tylko o rządach PO (na poziomie samorządowym wciąż trwających w Zachodniopomorskiem), lecz przede wszystkim o mentalności tej formacji politycznej i działaniach, które podejmie po ewentualnym zwycięstwie wyborczym.