Politycy PO, Nowoczesnej i PSL przyzwyczajeni są do tego, że dziennikarze (ci zaprzyjaźnieni) zadają miłe i uzgodnione pytania. Za pytania nieprzyjemne – atakują, wychodzą ze studia. Ot, wolne media wedle postkomuny. Widzieliśmy to już nieraz. Próby podważenia wiarygodności dziennikarzy, ich uczciwości i rzetelności – zawsze spotyka to tych, którzy wobec postkomuny są krytyczni.
To nie tylko atak na media, które są wobec PO-PSL niezależne, także sygnał do wszystkich dziennikarzy, którzy chcieliby wykonywać swoją pracę rzetelnie i wnikliwie przyglądać się działaniom polityków tych partii: „Jeśli się wyłamiecie, będziecie obrażani i atakowani”. Im ostrzej będą krytykowani Samuel Pereira czy Michał Rachoń, tym bardziej – na tym polega ta metoda, bo politycy PO wiedzą, że ani Rachoń, ani Pereira zastraszyć się nie dadzą – obawiać się mają inni dziennikarze. Dla świętego spokoju, utrzymania pracy, kariery – w zamyśle polityków postkomuny – mają co najmniej milczeć. Demonstracja z wyjściem ze studia TVP, bo redaktor Rachoń spytał o agencję towarzyską mającą działać w mieszkaniu polityka PO, to kolejny sposób na walkę z wolnością słowa w wykonaniu polityków hołdujących metodom PRL.