PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Ochódzki kupuje nam Indian

300 milionów euro zniknęło w spółkach związanych z Polską Żeglugą Morską między rokiem 2004 a 2016. Drobną część tych pieniędzy wydano na diamenty, cygara i damską bieliznę, co zwróciło uwagę mediów, ale jednocześnie odwróciło ją od sedna sprawy.

Zarządzający w tej chwili spółką nie są bowiem w stanie doliczyć się pieniędzy, które PŻM transferowała do swoich zagranicznych podmiotów. Te albo przestały istnieć, albo nie istnieją ich rejestry finansowe, w wyniku czego po prostu nikt nie wie, gdzie rozpłynęły się należące do nas wszystkich pieniądze. Skoro nie wiadomo, gdzie są – nie ma również winnych. Skoro nie ma winnych – nie ma sprawy. Podobnie rzecz się ma z serią innych inwestycji zagranicznych kolejnej należącej do nas wszystkich firmy. Jak informuje były asystent ministra Aleksandra Grada, Michał Dzięba, miedziowy koncern KGHM wdając się w zakup kanadyjskiej firmy Quadra, do której między innymi należała chilijska kopalnia Sierra Gorda, władował się w interes, o którym ministerstwo nadzorujące polskie spółki już w momencie dokonywania tej inwestycji wiedziało, że jest nieopłacalna. Jednak aby zatrzymać wyciek naszej wspólnej kasy, trzeba byłoby podjąć decyzję o wydaniu prawie miliarda złotych. Na tyle bowiem kanadyjska giełda wycenić miała zatrzymanie transakcji, którą zorganizował KGHM, chcąc uniknąć konieczności płacenia tak zwanego podatku miedziowego, wprowadzonego niegdyś przez rząd Donalda Tuska. Do wydania miliarda na zatrzymanie większych strat nie było odważnych. Tak więc rok po roku my wszyscy wkładaliśmy pieniądze. Do dziś uzbierało ich się 15 miliardów. To mniej więcej trzy czwarte tego, co rokrocznie państwo wydaje na program 500 plus.

Inwestycja w Chile się nie udała. Jak twierdzi Dzięba, zyski, które przynosi, są niższe niż te, które mógłby przynieść zakup obligacji skarbu państwa za tę samą kwotę. Dodatkowo wszyscy straciliśmy pieniądze, które KGHM mógłby wpłacić do naszej kieszeni – inwestycja w Quadrę została bowiem sfinansowana z zysku, którego spółka nie oddała właścicielowi – czyli nam, przekonując, że lepiej będzie, jeśli wydamy go na inwestycję, która okazała się… trefna. Kilka dni temu mózg całej operacji, wieloletni prezes KGHM, tłumaczył na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”, z jakiego powodu nie przynosi zysków inna zagraniczna inwestycja w Kanadzie. Prezes Wirth twierdzi, że tam, gdzie miała powstać kopalnia i gdzie przez 18 lat wydobywać mieliśmy cenną rudę, nic nie będzie, bo w pobliskim jeziorze mieszkają duchy przodków jednego z tamtejszych plemion, a rząd PiS zatrzymał finansowanie projektu negocjacji właśnie z tymi plemionami… Skądinąd wiemy, że prezes Wirth na takie i inne usługi konsultingowe wydał ponad miliard złotych. Ich efektem są wielomiliardowe straty. Zastanawiają się pewnie Państwo, jaki mechanizm rządzi tego typu wydatkami i gdzie tu logika. Już dawno wyjaśnił to w słynnej rozmowie Janowi Hochwanderowi Ryszard Ochódzki w filmie „Miś”: „Prawdziwe pieniądze robi się na wielkich słomianych inwestycjach”. Każda taka kopalnia, każda spółka-córka tego czy innego PŻM-u, każda dziura w ziemi w Senegalu za 22 miliony dolarów jest jak Miś, którego Ochódzki nie sprzeda „żadnemu muzeum, nawet narodowemu, nawet za milion”. Bo to miś „społeczny, w oparciu o sześć instytucji, który sobie zgnije”. Ochódzki z Hochwanderem wypłacą sobie legalnie po 20 proc. wynagrodzenia z ogólnej sumy kosztów budowy misia, więc spokojnie stać ich na koniaczek. Nawet podwójny. Jest tylko jeden problem: żeby oni mogli w ten sposób zarobić miliony – my wszyscy musimy stracić miliardy.
 

 



Źródło:

#Polska Żegluga Morska #afery PO

Michał Rachoń