Wszystkie argumenty padły już dawno, a kolejne zwroty akcji, zamiast podnosić dramaturgię, sprawiają wrażenie kuchennego romansu. Zwłaszcza że pan prezydent postanowił dialog z sejmową większością toczyć publicznie i na dodatek zza pleców kobiety, którą tym sposobem nie wiedzieć czemu uczynił jedną z głównych osób dramatu. A ten przecież dotyczy milionów Polaków czekających z utęsknieniem na zakończenie sezonu gadania i przejście do fazy ad rem (do rzeczy) zamiany postkomunistycznej sędziokracji w godny Polaków wymiar sprawiedliwości. W chwili gdy piszę te słowa, nie wiadomo, jakim rezultatem zakończyło się spotkanie Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim. Wiem jednak, że jeśli pan prezydent chce zachować poparcie strategicznej grupy konserwatywnych wyborców, powinien zacząć komunikować osobiście swoje stanowisko, rozwiać powstałe po wypowiedziach swoich urzędników wątpliwości co do małostkowej natury sporu czterdziestolatków i przede wszystkim pozwolić, by reforma ruszyła.