Ujawnione przez tygodnik „Gazeta Polska” taśmy Edmunda Klicha są najlepszym dowodem na to, że rząd Polski od początku wiedział o winie rosyjskiej za smoleńską katastrofę. Jednocześnie nasi urzędnicy państwowi bez zmrużenia oka pozwolili winnym przejąć śledztwo. Swoją drogą to niezwykle ciekawe, że główny polski ekspert od badania katastrofy nagrywa swojego ministra obrony. Na taśmach słychać, że największą troską wszystkich rozmówców jest to, by Rosjanom nie spadł włos z głowy.
Po co więc w ogóle te taśmy powstały? Edmund Klich musiał mieć dowód dla kogoś ważnego – dowód, że zachowywał się tak, jak trzeba. Tylko dla kogo? Nagranie wcale go w dobrym świetle wobec Polaków nie stawia. Jedynymi, którzy mogli pozytywnie ocenić pułkownika Klicha, byli Rosjanie. Czy to oni byli ewentualnymi adresatami nagrania? Tego nie wiemy.
Całość stenogramu tworzy ponure wrażenie państwa wasalnego, pozbawionego suwerennych władz, całkowicie zależnego od Moskwy. Nie chodzi tu o analizę stanu faktycznego, ale mentalności najwyższych urzędników państwowych. Polacy stracili w Smoleńsku elitę niepodległego państwa, która mogła rozmawiać z Moskwą i Berlinem jak równi. Ci, którzy zajęli ich miejsce, nawet nie wyobrażają sobie, by potraktować własny kraj jako niepodległy. Cały wysiłek skoncentrowany jest przede wszystkim na zabieganiu o wpływy w sferach rządzących obcego państwa.
Przegrane starcie
Największym ujawnionym na nagraniu skandalem jest to, że spotkanie z polskim premierem może załatwić urzędnik rosyjski. Muszę przyznać, że z czasów PRL trudno znaleźć materiały świadczące o tak bezczelnej zależności od obcego państwa. Wtedy bardziej starano się ukryć stan faktyczny. Taśmy Klicha to opowieść o początkach tuszowania smoleńskiej tragedii, ale mimowolnie nagrała się tam opowieść jeszcze bardziej przerażająca – o faktycznym stanie niepodległości państwa. Już w momencie gdy ta rozmowa jest nagrywana, Polski za suwerenne państwo uznać nie można.
Starcie elit Polski niepodległej i elit postkomunistycznych oraz tych, które wyrosły na bazie półsuwerennej III RP, zostało rozstrzygnięte na korzyść tych drugich. O ostatecznym wyniku rozstrzygnęła smoleńska zbrodnia. Generałów szkolonych w USA zastąpili specjaliści z moskiewskich szkół. Prezydenta, zwolennika budowy niepodległej Europy Środkowej, zastąpił przyjaciel WSI. Miejsce twardego obrońcy interesów Polski w Narodowym Banku Polskim zajął zwolennik pomocy naszymi pieniędzmi strefie euro. Ta straszna rachuba czytelna jest niemal przy każdym nazwisku ofiar Smoleńska.
Początek lawiny
Edmundem Klichem zajmie się prokuratura, a słowa potępienia dla jego zachowania padły z ust samego premiera. Nie chodzi o to, że sprzyjał Rosjanom, bo wszyscy w tej władzy im sprzyjali. Zrobił rzecz najgorszą z możliwych: ujawnił kulisy faktycznych rządów w III RP. Tego w żadnej szajce robić nie wolno.
Taśmy Klicha to pierwszy tak poważny przeciek z obozu władzy, ale założę się, że nie ostatni. Rywalizacja mocarstw i walka o władzę w samej Rosji doprowadzi wkrótce do odpalenia kolejnych petard w sprawie Smoleńska. Wielu osobom w Polsce już cierpnie skóra na karku.
Jak zwykle rządowe media próbowały sprawę przemilczeć. Nie uda się, tak jak nie uda się przemilczeć kolejnych przecieków. Skompromitowanym dziennikarzom radzę zmienić płytę, zanim wiatr historii wywieje ich, tak jak wszystkich nadwornych pajaców.
Źródło:
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Tomasz Sakiewicz