Europejscy przywódcy rżną przysłowiowego głupa. Unijny szczyt chwilowo tylko ulżył europejskim bankom, rzekomo ratując Grecję. Bo ta jest i nadal będzie bankrutem.
Przeciętnemu Grekowi wszystko jedno czy dług publiczny do PKB wynosi 160 czy 70 procent 120 czy 70 proc. Wie, że chcą go okraść i oszukać. Pyta więc, jak żyć za tysiąc euro. Takiej kwoty zresztą nasz Kowalski może mu tylko pozazdrościć. Przeciętny obywatel Hellady uważa, że walczących z kryzysem polityków należałoby nie tyle pochwalić, co... powywieszać. Grecki parlament czy rząd mogą sobie podnosić VAT do 23 proc. i wprowadzać nowe podatki czy podwyższać wiek emerytalny.
Ale kto to wyegzekwuje, jeśli pod Akropolem strajkują nawet poborcy podatkowi? Grecy z powodu europejskiego kryzysu nie zrezygnują z chodzenia do tawerny. Tak jak Włosi z meczów piłkarskich i rodzinnych biesiad w restauracjach. Tak było od wieków, w czasach boomu, wojen, światowych kryzysów.
Włochy są zresztą następne w kolejce. Premier Berlusconi znowu „zbajerował” przywódców Eurostrefy. Obiecał oszczędności w wysokości 60 mld euro i podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat od 2026 roku. Czekaj tatka latka. Sam też daje dobry przykład - oszczędza jak może; jego bunga bunga stały się dziś rzadkością.
I mimo, że Italia się stara, bank Unicredit pilnie potrzebuje gotówki - ok. 13 mld euro. Nie wyklucza nawet sprzedaży swojego bardzo dochodowego banku w Polsce, Pekao SA. Włoskie papiery wartościowe – obligacje 10-letnie gwałtownie skoczyły do ponad 6 proc., zaledwie dzień po podobno udanym szczycie Unii. A kraj ten tylko w pierwszym kwartale 2012 musi wykupić długi na gigantyczną kwotę 80 mld euro!
Papiery wartościowe tzw. krajów PIIGS (Portugalii, Irlandii, Italii, Grecji i Hiszpanii) coraz bardziej przypominają papier bez wartości, a ich systemy prawdziwe piramidy finansowe. To dobrze znany łańcuszek szczęścia. Choć i tak niektóre z nich są wyżej cenione niż nasze polskie papiery 10 - letnie, które ponoć sprzedają się jak ciepłe bułeczki...
Jeszcze w lipcu według Europejskiego Urzędu ds. Banków- spośród 90 europejskich banków tylko 8 potrzebowało dokapitalizowania na kwotę 2,5 mld euro. W październiku potrzebują aż 106 mld, w grudniu czy styczniu może się okazać, że kwoty te sięgną 200-300 mld euro.
Grecja przez dziesięciolecia nie spłaci swego długu, podobnie jak Hiszpania przez dekady, będzie obniżać 21 procentowe bezrobocie. W USA w latach Wielkiego Kryzysu (1929-33) było ono tylko o parę procent wyższe. Trzeba było programu New Deal, wysiłku zbrojnego i przemysłowego okresu II wojny światowej, by wyjść z tarapatów.
Z kolei włoska szara strefa i mafijne struktury kontrolujące przecież ogromną część gospodarki z dnia na dzień nie wezmą sobie przecież do serca poleceń Eurogrupy by oszczędzać, zaciskać pasa. Nie zaczną etycznie i rozważnie obchodzić się z unijnymi pieniędzmi, kredytami czy obligacjami.
Szczyt szczytów chwilowo zatem poprawił nastroje. Spod gilotyny uciekło kilka dużych europejskich banków. Tyle, że za kilka miesięcy trzeba będzie darować Grekom kolejne 100 mld euro, Hiszpanów wesprzeć kwotą 200-300 mld euro, oraz skupować za Włochów ich 10-letnie obligacje i to znacznie drożej niż dziś na setki mld euro. Nawet Chińczycy z wagonami pieniędzy już nie rozwiążą tego problemu.
Walki z zadłużeniem nie da się wygrać przez dalsze zaciskanie pasa, a na wzrost gospodarczy w Grecji, Hiszpanii czy nawet Francji raczej się nie zanosi. Chodzenie po prośbie z kapeluszem po świecie przez europejskiego wysłannika EFSF świadczy z jednej strony o dramatycznej sytuacji Unii. Z drugiej zaś o bezradności obecnej klasy politycznej wspólnoty i jej przywódców.
Obowiązują zasady: rolujmy co się da i ratujmy co się da w sektorze bankowym. Ocalmy chociaż naszą kasę! I choć europejscy konsumenci żyją ponad stan i do tego od dłuższego czasu na kredyt, to do standardu chińskiego życia bez systemu socjalnego i ubezpieczeń emerytalnych z pewnością nie zgodzą się wrócić.
Obowiązujący dziś w Unii system finansowy to niewątpliwie system największego ryzyka. Przywódcy i obywatele wolą nadal piękne kłamstwa, niż brzydką prawdę. Nawet na najwyższe stanowiska państwowe wyborcy wolą wybierać tych ładniejszych i złotoustych kłamców jako gwarancję lepszego jutra. Zaiste marne to gwarancje.
Niedowierzanie, że zbliża się prawdziwa katastrofa jak i zaprzeczanie oczywistym faktom, że jest źle i niewiele z tym da się zrobić nadal jest na topie. Toksyczne papiery i lewary finansowe nie zamienią się z dnia na dzień w pozłacane papiery wartościowe. Zwykłe reguły ekonomii przestały obowiązywać w wielu unijnych krajach. Dalsze podtrzymywanie złudzeń i szaleństwa zakupów na kredyt muszą doprowadzić do eksplozji kryzysu.
To szaleństwo łatwo może się przerodzić w panikę, a ta w potężny krach. Europejskie pole minowe jest tym groźniejsze, że nikt dokładnie nie wie gdzie podłożono najgroźniejsze niewybuchy. Ci, którzy są przekonani, że najgorsze już za nami, oby się srodze nie zawiedli.
Strefa euro może się rozpaść w każdej chwili. Takimi metodami, jak dzisiaj na pewno nie upora się ona z kryzysem zadłużenia i zagrożeniem bankructwa systemów bankowych.
Źródło:
Janusz Szewczak