Z jednej strony Leszek Miller i jego przyjaciel Marek Barański, współzałożyciel antyklerykalnego, skandalizującego tygodnika „Nie”. Z drugiej strony Janusz Palikot z Jerzym Urbanem, redaktorem naczelnym „Nie”. Na naszych oczach właśnie rozgrywa się zaciekła walka o rząd lewicowych dusz.
Leszek Miller, który został szefem klubu parlamentarnego SLD, ma niełatwe zadanie: w Sojuszu są ostre tarcia frakcyjne. Na tym tle sytuacja Janusza Palikota jest komfortowa. Karni, wpatrzeni w swojego szefa posłowie, niemający żadnego doświadczenia politycznego, są łatwi do sterowania. Ruch Palikota do złudzenia przypomina zdyscyplinowaną Samoobronę pod przywództwem Andrzeja Leppera. I tak jak w Samoobronie w Ruchu Palikota nie brakuje osób z kryminalną przeszłością.
Wojna w SLD
Jeszcze dzień przed zebraniem zarządu SLD było prawie pewne, że to Ryszard Kalisz obejmie fotel szefa klubu parlamentarnego SLD. W dniu wyborów okazało się jednak, że kandydować postanowił także Leszek Miller. Publicznie skrytykował strategię autorstwa Wojciecha Olejniczaka, którą Sojusz przyjął w 2005 r.
Zdaniem Danuty Waniek obecna sytuacja w partii idzie w złą stronę. – Nie będę ukrywać, że grupa byłych i obecnych działaczy i sympatyków lewicy próbuje zebrać swoje siły po to, żeby sprowadzić Sojusz na właściwe tory – mówi.
Po tej stronie barykady stoją ci, którzy udzielili poparcia Kaliszowi, wśród nich Wojciech Olejniczak i Aleksander Kwaśniewski. Nasi informatorzy twierdzą, że część członków frakcji Kalisza już po zebraniu zarządu mówiła, że i tak będzie odchodzić z Sojuszu. – Część posłów myśli o przeprowadzeniu się do PO. Wcześniej jeszcze narobią trochę szkód. Pozycja Olejniczaka będzie wybitnie osłabiona – mówi nasz informator.
Walka z Palikotem
Janusz Palikot, odrzucając wszelkie wartości narodowe i chrześcijańskie i mając jednocześnie potężne wsparcie TVN-u i „Gazety Wyborczej”, zagospodarował antyklerykalną, lewacką część społeczeństwa. Hasła, które przez lata pojawiały się okazjonalnie na sztandarach SLD, teraz stały się programem Ruchu Palikota. Jego sojusznikiem jest Jerzy Urban, rzecznik rządu PRL w latach 80., a w latach 90. redaktor naczelny antyklerykalnego „Nie”, którego współwłaścicielem jest Hipolit Starszak, jeden z najważniejszych funkcjonariuszy służb specjalnych PRL, nadzorujący m.in. śledztwa w sprawie Adama Michnika i Lecha Wałęsy. Z tych właśnie powodów partia Palikota jest postrzegana jako ugrupowanie Urbana i funkcjonariuszy IV Departamentu MSW, który został powołany w czasach komunizmu do walki z Kościołem.
Powrót z niebytu
Leszek Miller po raz kolejny powraca na szczyty partyjnej władzy. Na początku lat 90., po ujawnieniu moskiewskiej pożyczki, wydawało się, że jest skończony. W 1993 r. po obaleniu rządu Jana Olszewskiego sprawę jednak umorzono, a Miller został ministrem pracy i polityki społecznej. Później był szefem MSW. W wyborach w 2001 r. SLD pod jego przewodnictwem uzyskało rekordowe, 41-proc. poparcie. U boku Leszka Millera wiernie stał Marek Barański, wicenaczelny „Nie”, a w czasach PRL-u dziennikarz znienawidzonych reżimowych mediów. Według nieoficjalnych informacji to Urban z Barańskim mieli wymyślać propagandowe zagrywki, dzięki którym SLD doszło do władzy w 2001 r. Nieoczekiwane uderzenie przyszło w 2003 r. w postaci afery Rywina. Lew Rywin przyszedł do Adama Michnika z korupcyjną propozycją – w zamian za 17,5 mln dol. w ustawie medialnej miały się znaleźć korzystne dla Agory przepisy. Według raportu komisji śledczej autorstwa Zbigniewa Ziobry Rywina do Michnika wysłała grupa trzymająca władzę, w której skład wchodził m.in. Leszek Miller.
Kolejnym potężnym ciosem dla Leszka Millera była w 2004 r. afera Orlenu. Konstanty Miodowicz, poseł PO i członek komisji śledczej powołanej do wyjaśnienia tej afery, oskarżył Marka Barańskiego o przynależność do grupy hakowej, która miała działać na zlecenie Millera w SLD.
Dzień po wejściu Polski do UE, 2 maja 2004 r., Miller przestał być premierem. Po odejściu z SLD bezskutecznie startował do Sejmu z list Samoobrony. Rok temu wrócił do Sojuszu, a w ostatnich wyborach uzyskał mandat poselski.
Tekst pochodzi z dzisiejszego wydania "Gazety Polskiej Codziennie".
Źródło:
Dorota Kania