Nowa Wandea
Kiedy pierwszy premier ChRL Zou Elai został w 1972 r. zapytany przez Richarda Nixona, jak ocenia skutki rewolucji francuskiej, odpowiedział: „Za mało czasu minęło. Trudno jeszcze oceniać”.
Kiedy pierwszy premier ChRL Zou Elai został w 1972 r. zapytany przez Richarda Nixona, jak ocenia skutki rewolucji francuskiej, odpowiedział: „Za mało czasu minęło. Trudno jeszcze oceniać”.
Za czasów Karola Wojtyły żyliśmy w Polsce wizją proroczego, jak się zdawało, wiersza Juliusza Słowackiego o „papieżu Słowianinie”.
Cały Berlin żyje tym, że rosyjski wywiad miał dostęp do nagrań rozmów wysoko postawionych niemieckich oficerów. Myślę jednak, że przeciek dotyczący afery był kontrolowany. Z ujawnionych informacji wynika bowiem głównie, że sytuacja na Ukrainie jest bardzo poważna.
Niemieckie elity bardzo nie lubią Donalda Trumpa. W swoim podejściu do Rosji popełniają jednak ten sam błąd, co on. Współczesne Niemcy mają tożsamość trakcyjno-handlową i na niej oparły swój sukces gospodarczy. Starsi niemieccy dyplomaci i politycy mieli może ciut szersze horyzonty.
Mamy porę roku, kiedy ciepła i słońca nie doświadczamy zbyt wiele, ale czuć już, że coś nowego jest w powietrzu. Pierwsze jaskółki wiosny nie czynią, ale zwiastują nadchodzącą zmianę. Podobnie w polityce, zwycięzca zwykle otrzymuje sondażowy bonus, tak jak Koalicja Obywatelska.
Odbudowa Trójkąta Weimarskiego to ciekawa idea. Sukces zależy jednak głównie od tego, jak do sprawy podejdzie Francja i na ile pozwoli nam Berlin. Dotychczas współpraca weimarska sprowadzała się do komunikowania przez stronę niemiecką swoich oczekiwań ekspertom i politykom z Polski oraz Francji.
W ostrej reakcji premiera Donalda Tuska na decyzję republikanów, by nie wspierać na razie dalszymi funduszami Ukrainy, jest jakiś element ulgi. Myślę, że podobnie patrzy na to Berlin.
Część liberałów kryzys ich obozu ideologicznego przypisuje niemal metafizycznemu złu, jakim jest ponoć populizm. Myślę raczej, że żyjemy w czasach, w których łatwiej jest wydobyć na światło dzienne rozmaite nadużycia.
Miała być polityka miłości i pojednanie, co jest, „każden widzi”. Co ciekawe, Donald Tusk wśród znawców polskiej polityki uchodził zawsze za polityka zachowawczego, by nie powiedzieć: leniwego. Teraz wykazuje się zaś aż nadmiarem energii. Jak to możliwe – czy osobowość dojrzałego mężczyzny może się aż tak zmienić?
Dwie grudniowe przemowy obrazują dwie Polski: z jednej strony wykład prof. Andrzeja Nowaka, wygłoszony podczas Dnia Patrioty (9 grudnia), z drugiej konferencja prasowa Donalda Tuska z 27 grudnia. Prof. Nowak wyszedł od znanego cytatu z wykładów Mickiewicza, mówił o tych, którzy „usiłują oczernić dzieje, obyczaje Polski, zniesławić charakter narodowy, ażeby tylko uniknąć prześladowania…, ażeby pozyskać łaski ciemiężców”.
Mało kto przewidział to, co się teraz dzieje w polskiej polityce. Najbliższy prawdy był zdecydowanie prof. Klaus Bachmann, mieszkający w Polsce niemiecki dziennikarz i politolog.
Kiedy poprzedni polski rząd stawiano pod unijnym pręgierzem, słyszeliśmy zwykle, że chodzi o wspólne standardy, które dotyczą wszystkich. Teraz powinna się więc chyba odbyć w europarlamencie poważna debata na temat stanu demokracji w Niemczech.
Premier Donald Tusk może coś w Brukseli ugrać. Nie będzie to raczej wiele. Jakieś sumy z należnych nam funduszy KPO jednak dostaniemy. Berlinowi i Brukseli zależy bowiem bardzo, by rząd Tuska nie stracił poparcia.
Progresywni komentatorzy jeszcze niedawno prześcigali się w podkreślaniu, jak ważne są wybory w Polsce dla przyszłości kontynentu lub wręcz całego świata. Nicholas Lokker z „Foreign Policy” stwierdził np., że od tej politycznej batalii zależy przyszłość integracji europejskiej. Cóż, fortuna bywa złośliwa. Wygląda bowiem na to, że już za rok, dwa, zamiast być początkiem dobrej passy, Donald Tusk może stać się żywym reliktem mijającej epoki.
Debata o reformie Unii Europejskiej rozgorzała na dobre. „Czy suwerenność jest wartością samą w sobie?”, „W globalnej grze będą się liczyć tylko duzi i silni” – te i podobne argumenty coraz częściej słychać w debacie publicznej.
Rzucenie Polsce 5 mld euro z KPO przez Komisję Europejską zaraz po sformowaniu koalicji z Donaldem Tuskiem na czele, ale przed podjęciem przez nowy rząd jakichkolwiek działań, to podwójne upokorzenie. Polskę upokarza oczywiste potraktowanie jako kolonii, której płaci się stosunkowo drobną kwotę za dobre głosowanie. Unię Europejską upokarza zaś, i to chyba nawet jeszcze bardziej, porzucenie wszelkich pozorów wewnętrznej praworządności.
Mamy nową koalicję i ma ona nawet swoją umowę. Jej treść z jednej strony pognębia lewicę ideową, a z drugiej dowartościowuje postkomunistyczną. Stąd rotacja urzędu marszałka, który od listopada 2025 r. ma objąć po Szymonie Hołowni Włodzimierz Czarzasty.
Polska nie jest mocarstwem. Jej obszar suwerenności jest więc relatywny i zależy od równowagi sił między większymi graczami mającymi wpływy w regionie. Niestety już od jakiegoś czasu ta równowaga sił jest zaburzona, co stwarza dla polskiej suwerenności zagrożenie. Przetrwanie okresu niemieckiej dyplomatycznej i wewnątrzunijnej ofensywy będzie kluczowe dla dalszego biegu wypadków.
"Problemem rządu Donalda Tuska jest to, że stosuje niemieckie rozwiązania, które nie działają, również w samych Niemczech. Implementuje je zaś ewidentnie – od gospodarki po politykę. Typowym przykładem gospodarczym jest rozprawienie się z atomem rękami lokalnych władz i aktywistów" - pisze Michał Kuź w najnowszym numerze "Gazety Polskiej Codziennie".