Mariusz Zacharski to 49-letni robotnik z Wrocławia pracujący jako majster na budowie portu lotniczego w mieście Ad-Dauha, stolicy Kataru. W chwili, gdy Jacek Protasiewicz awanturował się na frankfurckim lotnisku, Zacharski był obok. Wszystko widział na własne oczy. Niestety, potwierdza wersję Niemców.
"Był pijany. I to mocno [...] Nie były to na pewno dwie buteleczki wina z pokładu. Człowiek po takiej ilości wina tak się nie zachowuje" - powiedział Zacharski wrocławskiej "Gazecie Wyborczej".
Co zdarzyło się na lotnisku? "Protasiewicz w bezczelny sposób podszedł do jakiegoś mężczyzny - nie wiem, czy był to pasażer, czy ktoś z obsługi lotniska, i wyrwał mu po chamsku wózek na bagaże [...] Nie wiem, kim był ten człowiek. Wózek jednak z pewnością miał tylko jeden. A poseł mu go odebrał, po prostu wyrwał" - relacjonuje Zacharski.
Następnie, według polskiego świadka, celnik zablokował Protasiewiczowi ten wózek, a wtedy europoseł podniesionym głosem zaczął tłumaczyć, że jest dyplomatą.
Zacharski opowiada: "Za chwilę zjawił się patrol mundurowych. Poseł próbował gdzieś dzwonić. Nie wiem gdzie. Nagle, nie zauważyłem nawet, jak do tego doszło, na jego rękach znalazły się kajdanki. Ale wcześniej nie było żadnej przepychanki. Nie było wielkiej awantury. Nikt nikogo nie ciągał po ziemi. Choć obie strony, owszem, mówiły do siebie podniesionym tonem. Poseł wciąż mówił podniesionym tonem, że jest dyplomatą. Zachowywał się, jakby wszystko było mu wolno. Taki sobiepan. Ale policjanci nie byli agresywni".
Zobacz konferencję prasową Jacka Protasiewicza, gdzie sam opisuje całe zdarzenia

