Kreml ogłosił w czwartek w komunikacie, że Władimir Putin polecił swemu ministrowi obrony Siergiejowi Szojgu ogłoszenie rozejmu na linii frontu na Ukrainie od godz. 12 w dniu 6 stycznia do godz. 24 w dniu 7 stycznia. W komunikacie znalazło się odwołanie do prawosławnego Bożego Narodzenia, obchodzonego 7 stycznia, i stwierdzenie, że strona rosyjska "wzywa stronę ukraińską do ogłoszenia rozejmu", by dać wiernym możliwość "udziału w nabożeństwach" podczas Świąt.
Komentując decyzję Putna Włodomyr Zełenski stwierdził, że Rosja chce jedynie zatrzymać ofensywę Ukraińców w Donbasie i wykorzystać czas na przesunięcie wojsk.
To tylko blef?
Dziś przed południem głos w sprawie zabrała również Iryna Wereszczuk, ukraińska wicepremier i minister ds. czasowo okupowanych terytoriów. Polityk również stwierdziła, że ukraińska ludność powinna zachować czujność.
"Pojawiły się informacje o tym, że Rosjanie przygotowują zamachy terrorystyczne w cerkwiach na terenach tymczasowo okupowanych. Będą je chcieli przeprowadzić w czasie prawosławnych świąt Bożego Narodzenia"
- przekazała na Telegramie Wereszczuk.
Zaapelowała też do obywateli, aby "zachowali ostrożność" i "powstrzymali się od odwiedzania miejsc, w których przebywają tłumy ludzi". "Dbajcie o siebie i swoich bliskich" - dodała.
Alibi na czas świąt
W miniony czwartek źródła wywiadowcze również wskazywały na możliwość przeprowadzenia przez Rosjan prowokacji na terenach czasowo okupowanych. "Kilka cerkwi w Doniecku i innych miejscowościach może zostać zaminowanych i wysadzonych w powietrze podczas uroczystego nabożeństwa 7 stycznia" - przekazała agencja prasowa UNIAN powołując się na informatorów.
Według nich zdarzenia mają zostać sfilmowane, a nagrania zostaną wykorzystane do uprawiania propagandy. Wszystko po to, aby mieć pretekst do ogłoszenia nowej fali mobilizacji wojskowej.