Waskrasienski, którego do misji „pokojowej” namaścił sam Alaksandr Łukaszenka, informował media, że rozesłał setki listów do aresztowanych i już skazanych. Wśród tych, którzy się zgodzili, ma być m.in. zatrzymany w czerwcu ubiegłego roku bloger Ihar Łosik, który – według relacji - miał w areszcie głodować przez ponad 40 dni.
Mężczyzna, który chce uchodzić za „ludzką twarz” systemu powtarza propagandowe hasła reżimu - o tym, że kraj „otoczyli wrogowie”, warunków do szerokiej amnestii jeszcze nie ma, a bronić Białorusi można tylko na czele z Łukaszenką.
Waskrasieński to dawny działacz Komsomołu i partii komunistycznej, próbował sił – bez większych sukcesów – w różnych projektach politycznych.
"Miód na serce Łukaszenki"
- Łukaszenka jest sceptyczny wobec pomysłu szerokiej amnestii czy ułaskawienia, bo to byłaby w jego odczuciu i w percepcji nomenklatury demonstracja słabości
– mówi politolog Waler Karbalewicz.
- Człowiek, który przyznaje się do winy, kaja się – to miód na serce Łukaszenki. Podpisanie prośby o ułaskawienie to jednocześnie przyznanie się do winy i uznanie Łukaszenki
– dodaje Karbalewicz. W jego ocenie, białoruski lider „lubi widzieć, że jego oponenci zostali złamani, przetrąceni”.
"Ważne jest, żeby człowieka złamać"
Według Siarhieja Zikrackiego, którego wyrzucono z białoruskiej adwokatury za bronienie więźniów politycznych, Waskrasienski mówi o ułaskawieniu a nie o amnestii, ponieważ władzom tak jest wygodniej „targować więźniami politycznymi”. Zikracki, który jest obecnie przedstawicielem Swiatłany Cichanouskiej ds. prawnych, przekonuje, że należy domagać się uwolnienia wszystkich osób aresztowanych lub skazanych z powodów politycznych. Prawnik sporządził już nawet z ramienia ekipy Cichanouskiej projekt Aktu Rehabilitacji, jednak – jak można się było spodziewać – nie ma on obecnie szansy na to, by wpłynąć na sytuację w kraju.
Wydaje się, że dla władz nie ma znaczenia, czy przyznanie się do winy jest szczere. Ważny jest podpis. To samo dotyczy prośby o ułaskawienie, równoznacznej z przyznaniem się. Adwokat Zikracki powiedział, że nikt nie będzie potępiać tych, którzy zdecydowali się na taki krok, ponieważ ludzie ci są „zakładnikami”. I jest to powszechna opinia.
Tymczasem, propaganda z lubością powtarza nazwiska tych, którzy się pokajali, zwłaszcza jeśli są to osoby, uważane za ważnych przedstawicieli zwolenników przemian.
- Ważne jest, żeby człowieka złamać. Dlatego w telewizji ciągle pokazywani są ci, którzy się pokajali – przed kamerami mówią o tym, jakie błędy popełnili
– zwraca uwagę Karbalewicz. Przynajmniej część z tych osób przekazała, że do wyznań przed kamerą była zmuszana – przy użyciu przemocy psychicznej lub fizycznej.