Ogromne pieniądze rosyjskiego oligarchy gruzińskiego pochodzenia, opozycja gotująca się do ulicznej wojny, naszpikowana nowoczesną bronią armia otaczająca cel – tak Rosja przygotowuje się do wyborów w Gruzji. Do nowej inwazji na ten kraj dojdzie, jeśli u południowych granic Kaukazu rozpęta się wojenna zawierucha po uderzeniu Izraela na Iran.
Dokładnie cztery lata temu Gruzja padła ofiarą rosyjskiej agresji. Wojna przyniosła Władimirowi Putinowi połowiczny sukces: utrwalono okupację gruzińskich regionów Abchazji i Osetii Południowej i spowolniono drogę Gruzji do NATO, ale nie udała się rzecz najważniejsza – obalenie prozachodnich rządów Micheila Saakaszwilego, głównie dzięki dyplomatycznej misji prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tej jesieni Kreml może dokończyć dzieła. Wraz z losami Gruzji rozstrzygnie się przyszłość Kaukazu. Jeśli Rosja nie odzyska panowania nad tym strategicznym regionem teraz, może go stracić na zawsze. Bo w 2013 r. czeka ją nowa „smuta” (uderzenie kryzysu, społeczne protesty, ostateczny koniec resetu z USA). W październiku odbędą się w Gruzji wybory parlamentarne. Kampania wyborcza w USA, kryzys w UE oraz problem Turcji z Syrią otwierają przed Kremlem „okno możliwości”. Muszą być jednak spełnione dwa warunki: wojna Zachodu z Iranem oraz destabilizacja wewnętrzna Gruzji. Kreml już przystąpił do realizacji scenariusza zainstalowania w Tbilisi lojalnego rządu. Głównym jego elementem są manewry wojskowe, które łatwo zamienić w zbrojną interwencję. Pod pretekstem zagrożenia wojną irańską w region przerzucane są dodatkowe oddziały, a gros nowoczesnego uzbrojenia dla armii trafia właśnie na Kaukaz Północny. Ćwiczenia „Kawkaz–2012” przesunięto z tradycyjnego letniego terminu na wrzesień – tuż przed wyborami w Gruzji. Swoją robotę wykonują też sprzymierzeńcy Rosji w Tbilisi.
Tajna broń Kremla
Stawka wyborów parlamentarnych tym razem jest większa niż prezydenckich (2013 r.), bo zgodnie ze zmianami w konstytucji gros władzy przejdzie z urzędu prezydenta w ręce premiera. Pierwsze od wojny w 2008 r. wybory do władz centralnych będą też testem stabilności kraju i demokratycznych standardów, co jest bardzo ważne dla zachodnich aspiracji Gruzji. Podczas ostatnich spotkań z Saakaszwilim podkreślały to Hillary Clinton i Catherine Ashton. Wiadomo więc, że radykalna opozycja i Moskwa zrobią wszystko, by zdyskredytować proces wyborczy.
Analityk Jamestown Foundation Vladimir Socor wskazuje na cztery zagrożenia: kupowanie głosów przez miliardera Iwaniszwilego, militarna presja Rosji, groźba zamieszek i destabilizacji powyborczej, wreszcie polityczno-piarowska akcja na Zachodzie dyskredytująca Saakaszwilego. W przeszłości różne kraje stawały w obliczu jednego lub dwóch zagrożeń z tej listy, ale żaden aż czterech. Szczególnie groźna jest ogromna przewaga finansowa głównej siły opozycji, wspieranej na dodatek przez Kreml i służby Putina. O miliarderze Bidzinie Iwaniszwilim i jego koalicji Gruzińskie Marzenie pisaliśmy już kilkakrotnie. Mimo obietnic niemal wszystkie aktywa biznesowe Iwaniszwilego wciąż znajdują się w Rosji. Jego majątek wzrósł z 4 mld dol. w 2004 r. (gdy Iwaniszwili wrócił do Gruzji) do 6,4 mld dol. w 2011 r., przewyższając cały budżet Gruzji (5,7 mld dol.). To biznesmeni bliscy Kremlowi kupili te aktywa oligarchy, które sprzedał, by mieć środki na kampanię. Na różne sposoby Iwaniszwili kupuje poparcie Gruzinów. Nakładane za łamanie ordynacji kary – nawet rzędu milionów dolarów – nie robią na nim żadnego wrażenia. Opozycja powtarza scenariusz z 2008 r., gdy na długo przed wyborami (prezydenckimi w styczniu i parlamentarnymi w maju) twierdziła, że jeśli przegra, to przez fałszerstwa i nie uzna wyników. Teraz też Iwaniszwili i jego ludzie powtarzają, że wygraną mają w kieszeni i wzywają zwolenników do „obrony ich głosów” na ulicach. Skoro już teraz oligarcha powtarza, że jego lista ma gwarantowane 2/3 miejsc w parlamencie, to wiadomo, że uzna wybory za sfałszowane i spróbuje zdestabilizować sytuację. Tymczasem sondaże (w Gruzji realizują je tradycyjnie amerykańskie ośrodki) pokazują, że rządzący Zjednoczony Ruch Narodowy może liczyć na ok. 40–50 proc., a Gruzińskie Marzenie na ok. 15–20 proc. Na gorącą jesień przygotowuje się Saakaszwili. W lipcu zmienił rząd, na czele stawiając Wano Merabiszwilego, od 2004 r. szefa MSW. Znany jako „żelazny minister”, skutecznie pacyfikował wszystkie dotychczasowe próby obalenia rządu.
Moskwa ma jeszcze jedną kartę w ręku: ormiańską mniejszość zamieszkującą region Dżawachetii. To właśnie tu Rosja miała do 2007 r. bazę wojskową w Achałchałaki (zainstalowaną już w 1828 r.). Tędy przebiega strategiczny ropociąg Baku–Tbilisi–Ceyhan, omijający Armenię i niezależny od Rosji. Duża część miejscowych Ormian dystansuje się od gruzińskiego państwa. Niedawno lider ormiańskiej diaspory w Rosji Agasi Arabjan powiedział, że gruziński plan wejścia do NATO jest sprzeczny z polityczną wolą Ormian w Dżawachetii, ponieważ członkiem Sojuszu jest śmiertelny wróg Armenii, Turcja.
58. Armia „na straży pokoju”
„Spokój” w Gruzji i „pokój” na Kaukazie zapewnić mają rosyjskie bagnety. Moskwa wzmacnia potencjał Południowego Okręgu Wojskowego (POW) i planuje manewry „Kawkaz–2012”. Piętą achillesową Rosjan w 2008 r. była łączność. Na Kaukazie Rosjanie rozmieścili nowe wyposażenie łączności i dowodzenia, wykorzystujące GLONASS (rosyjski GPS). W styczniu gen. Andriej Gurulew, nowy dowódca 58. Armii (trzonu POW), tej samej, która zaatakowała Gruzję w 2008 r., ogłosił, że jego siły zostały już przezbrojone w 60 proc. Wymieniono prawie 100 proc. lotnictwa POW – dostarczono nowe samoloty i helikoptery. Jednostki rosyjskie w Abchazji, Osetii Płd., Czeczenii i Wołgogradzie uzbrojono w nowe czołgi T-90A i T-72BM. W latach 2010–2011 jednostki POW otrzymały ponad 7 tys. sztuk broni ciężkiej – w styczniu br. miały ten arsenał zmodernizowany aż w 70 proc. Robi to wrażenie na tle całej armii rosyjskiej, która na koniec 2011 r. była wyposażona w nową broń w zaledwie 16 proc. W kwietniu dowódca wojsk powietrzno-desantowych, gen. Władimir Szamanow (znany z okrucieństwa podczas wojny w Czeczenii), ogłosił, że 102. baza w armeńskim Giumri zostanie wzmocniona spadochroniarzami i helikopterami bojowymi. Podobne uderzeniowe jednostki mogą trafić do Abchazji i Osetii Płd. W celu „dalszego wzmocnienia bezpieczeństwa w regionie” kilka miesięcy temu w Stawropolu i Kisłowodzku rozmieszczono jednostki nowej formacji Sił Specjalnych. Do końca roku Rosja zamierza podwoić swoje siły w Armenii (obecnie 5 tys. ludzi). Już w 2011 r. ewakuowano stamtąd rodziny wojskowych. Przypomina się ewakuacja z Osetii Płd., która ruszyła 2 sierpnia 2008 r., a więc sześć dni (sic!) przed rzekomym wywołaniem wojny przez Gruzinów. Jak pisze były doradca Putina Andriej Iłłarionow, „do północy
7 sierpnia ponad 20 tys. cywilów ewakuowano do Rosji. To ponad 90 proc. populacji przyszłego rejonu walk i ok. 40 proc. całej populacji Osetii Płd.”.
Ważny energetyczny szlak
„Kawkaz–2012” nie ograniczy się do terytorium Federacji Rosyjskiej, ale obejmie także Abchazję (bazy Oczamczira, Gudauta, Gali), Osetię Płd. i Armenię (baza w Giumri). Manewry mają być nie taktyczne, lecz strategiczne. Co oznacza udział nie tylko regularnej armii, ale też Strategicznych Sił Rakietowych (arsenał jądrowy), służb specjalnych, wojsk MSW oraz pograniczników. W ćwiczeniach ma wziąć udział specjalny batalion budujący rurociągi (na całym świecie tylko rosyjska armia ma taką jednostkę). Przypomina się rok 2008, gdy dwa miesiące przed atakiem na Gruzję Rosjanie wysłali do Abchazji „oddziały kolejowe”, które przygotowały transport sił pancernych na front. Teraz chodzi o coś innego. Rosjanie mają z bazą w Giumri tylko łączność powietrzną, a paliwo jest dostarczane z Iranu. W razie blokady tej granicy pozostanie budowa prowizorycznego rurociągu przez... Gruzję. W grudniu 2011 r. były zastępca dowódcy sił rosyjskich na Zakaukaziu gen. Jurij Nietkaczew stwierdził, że „możliwe, iż konieczne będzie użycie siły do zdjęcia gruzińskiej blokady transportowej i utworzenia korytarzy transportowych prowadzących do Armenii”. Nietrudno dostrzec, że optymalna trasa takiego „korytarza” biegnie przez Tbilisi. A to jest nie tylko panowanie nad Gruzją, ale też przerwanie energetycznego szlaku, którym – poza kontrolą Rosji – ze złóż kaspijskich płyną do Europy ropa i gaz (ciekawe, że zarobiłby na tym posiadacz 1 proc. akcji Gazpromu, Iwaniszwili).
Rosja chce wykorzystać wojnę z Iranem do podboju Gruzji, ale strategicznym celem jest niedopuszczenie do dyslokacji sił USA w Gruzji i Azerbejdżanie na osi zachód–wschód, odcinającej Armenię od głównych sił rosyjskich na północnym Kaukazie. Przejmując Gruzję, Rosjanie wyprzedzą Amerykanów i utworzą własną oś północ–południe, odcinając Europę od kaspijskich zasobów gazu i ropy. Wówczas izolowany Azerbejdżan wpadnie w końcu w ręce Rosji, a Kreml zakończy rekonkwistę Kaukazu, który w razie utraty sojuszników w Damaszku i Teheranie byłby najdalej na południe wysuniętą rubieżą moskiewską.
Źródło: