Trener Ferdinando De Giorgi nie chciał na gorąco analizować słabego występu polskich siatkarzy w mistrzostwach Europy. Powiedział, że na razie emocje są zbyt duże, ale zapewnił, że ma pomysł na kolejne lata i nie będzie składać dymisji. Biało-czerwoni udział w turnieju zakończyli w środę. W meczu barażowym o awans do ćwierćfinału przegrali ze Słowenią 0:3.
- Wszyscy chcieliśmy wygrać ten mecz – ja, zawodnicy i wspaniali kibice. Ale Słowenia zagrała bardzo dobrze, a my nie byliśmy w stanie niczego zmienić w tym meczu. Nie wychodził nam ani atak, ani przyjęcie. Największa różnica była właśnie w tych dwóch elementach - powiedział De Giorgi.
Włoski szkoleniowiec powiedział, że problem nie był w presji, jaka została narzucona na drużynę, ale zawiodły czysto siatkarskie elementy. - Teraz musimy poradzić sobie z obecną sytuacją i zastanowić się, co robimy w przyszłości. To oczywiste, że prezes chce ze mną porozmawiać. Czy to oznacza koniec mojej pracy? Tego nie wiem, ale na pewno chciałbym podziękować swoim graczom, bo wiem, że chcieli jak najlepiej, a siatkarze przez ostatnie miesiące bardzo ciężko pracowali. W tym sporcie niestety tak jest, że jak się wygrywa, to się jest geniuszem, a jak przegrywa to się wyrzuca. Tak nie powinno być - zapewnił.
Włoch podkreślił, że drużyna jest obecnie w budowie i trzeba wziąć to pod uwagę. - Potrzebujemy nabrać doświadczenia i czasu. Ile? Nie wiem. Trudno to wyliczyć. Mam nadzieję, że nie jakoś długo. Czasami w drużynie chemia jest od razu, innym razem jest z tym gorzej i wtedy trzeba coś zmienić.
Tak słabo Polacy wypadli ostatnio przed czterema laty, gdy współgospodarzem imprezy była... Polska. Wówczas w barażu przegrali z Bułgarią, a w konsekwencji pracę stracił włoski szkoleniowiec Andrea Anastasi. Polacy tylko raz triumfowali w mistrzostwach Europy. W 2009 roku wygrali turniej w Turcji, a dwa lata temu w Bułgarii zakończyli rywalizację na piątej pozycji, kiedy w ćwierćfinale w Sofii przegrali ze... Słowenią 2:3.